Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Swiety z miasteczka Zaklików. Mam przejechane 42734.67 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Swiety.bikestats.pl
free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

Rundki

Dystans całkowity:2784.04 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:127:06
Średnia prędkość:21.90 km/h
Maksymalna prędkość:70.35 km/h
Suma podjazdów:160 m
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:87.00 km i 3h 58m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
60.03 km 0.00 km teren
03:15 h 18.47 km/h:
Maks. pr.:48.30 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Wzniesienia Urzędowskie

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 1 I znowu dodaje wpis z prawie tygodniowy poślizgiem, ale ostatnio mało siadam do kompa, a jak już się uda, to zawsze coś ważniejszego jest do zrobienia. No, ale lepiej późno, niż wcale.

Dzisiaj przyłączyłem się do Mariusza, z którym planowaliśmy, tym razem już za trzecim razem znaleźć cmentarz z I wojny światowej gdzieś za Gościeradowem. Poprzednie dwie próby skończyły się niepowodzeniem, ale wtedy nie mieliśmy bardzo czasu, bo pędziliśmy gdzie indziej.

Po drodze zajechaliśmy do Olbięcina, zobaczyć zespół parkowo-pałacowy. Do dzisiaj nie wiele budynków się zachowało, część rozebrano, część odnowiono i dobudowano nowe. Teraz mieści się tu szkoła i ośrodek szkoleniowo-wychowawczy.
Ok. 1625 specjalnie dla przejeżdżającego króla Stanisław Augusta Poniatowskiego, wybudowano tu folwark, który z biegiem lat rozbudowywał się. Oczywiście gościł tu również sam Marszałek. (Ciekawy byłby szlak śladami Piłsudskiego, trochę Marszałek zjeździł kraju, a zatrzymywał się zawsze w miejscach godnych uwagi. My w tym roku odwiedziliśmy już trzy dworki w których gościł i wszystkie robiły wrażenie.


Jeden z nielicznych budynków folwarcznych, które zachowały sie w Olbiecinie. © raji



Powalony dąb na terenie dawnego folwarku w Olbięcinie. © raji



Cmentarz z I wojny światowej na terenie dawnego folwarku. © raji


Kolejne ciekawe miejsce na ognisko - folwark w Olbięcinie © raji



Żniwa czas zacząć © raji



A tu mój kombajn wygrzewa się na słońcu © raji



Z Olbięcina do Gościeradowa nie jechaliśmy już drogą krajową, po ostatnich przygodach woleliśmy, pojechać "trochę" gorszą - w sensie nawierzchni trasą i odrobinę dłuższą. Tu przewagę nad moim Kołczem pokazała Merida Mariusza.


Mariusz ciśnie po piachu © raji




... no i pojechał, aż się kurzy © raji




Fajna chatka pod Gościeradowem © raji






Tym razem Mariusz cmentarz znalazł bez problemu. Na niewielkim wzgórzu pochowanych jest 400 żołnierzy, którzy walczyli podczas I wojny światowej.

Cmentarz z I wojny światowej koło Goscieradowa © raji



Płytan nagrobna na cmentarzu wojennym w Goscieradowie © raji



Pomnik na cmentarzu wojennym w Goscieradowie © raji



Z Gościeradowa pojechaliśmy na "punkt widokowy" z którego można zobaczyć okolice.

Widok ze wzniesienia na Gościeradow © raji



Buszując w zbożu © raji


Lans na "punkcie widokowym" :) © raji





Potem ruszyliśmy na Szczecyn - chcieliśmy wyjechac gdzieś w Łanach, koło źródeł ale nie udało się wstrzelić w dobrą drogę. Po paru minutach kręcenia w zupełnej nieświadomości :) w końcu trafiliśmy na czerwony szlak prowadzący przez las, prawie do samego Zaklikowa. Momentami nie dało się jechać, bo piachu było zdecydowanie za dużo, ale gdzieś po 1,5 km marszu udało się wsiąść na rowery i dalej kręcić.

Wyjechaliśmy na leśną drogę, gdzieś pomiędzy Zaklikowem i Borowem, to już była znana mi trasa więc już bez błądzenia dojechaliśmy do Zaklikowa,a dalej Mariusz już sam pomknął na Stalową.
Kategoria 50-100, Rundki


Dane wyjazdu:
169.53 km 0.00 km teren
08:31 h 19.91 km/h:
Maks. pr.:49.11 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Szlakiem architektury obronnej - Tudorów - Międzygórz

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 5 W sobotę moje i Mariusza plany rowerowe pokrzyżował deszcz, który padał prawie do południa, zanim zrobiło się całkiem sucho, nie było już sensu wypuszczać się gdzieś dalej . Dlatego postanowiliśmy, że w niedziele ponownie spróbujemy wyruszyć, choć w pogodzie znowu straszyli, że nasze okolice z samego rana nawiedzi deszcz. Musieliśmy więc czekać do rana. O 6:00 padło hasło - jedziemy, pomimo, że na południu stały spore deszczowe chmury. Najważniejsze, że nie padało, w razie czego martwili byśmy się po drodze, ale odpuścić wypad w niedziele, to nie do przyjęcia.
Wyruszyliśmy wcześniej, bo nie chcieliśmy wrócić zbyt późno - było sporo do zobaczenia, a po drugie, chcieliśmy jeszcze spotkać się o 9:00 w Sandomierzu z Bike Equipą.

Rano było bardzo rześko, a chęć do kręcenia i motywacja były ogromne. Po godzinie jazdy temp. już wyraźnie podskoczyła i można było trochę przycisnąć. Z Mariuszem spotkałem się w Zaleszanach gdzieś po 8:00 i dalej pojechaliśmy razem na Sandomierz. Zgodnie z planem spotkaliśmy się pod „lodem” z Equipą, która wyjątkowo dzisiaj nie miała zaplanowanej jakiejś konkretnej trasy. Na zbiórce dopiero postanowili, że pojadą na Machów, na mały sofcik i odpoczną od ostrego kręcenia.

A my wręcz przeciwnie, mieliśmy w planach ruszyć na Tudorów i Międzygórz, żeby się trochę napocić na tamtejszych górkach, a co . Mieliśmy trochę km do przejechania, więc nie kombinowaliśmy i do Tudorowa pojechaliśmy główną drogą, na co, przy niedzieli można sobie pozwolić.

Po drodze zahaczyliśmy o kościół w Kleczanowie , który leży na szlaku architektury drewnianej.


Kościół w Kleczanowie - na szlaku architektury drewnianej © raji






Kościół w Kleczanowie- ołtarz © raji



Przed Opatowem rozciągają ogromne pola, zdjęcie tego nie oddaje, ale w słońcu wszystko wyglądało świetnie. Zapędziliśmy się, aż pod sam Opatów, ale nie wjeżdżaliśmy do miasta, postanowiliśmy zostawić to na inną wyprawę. Na drodze do Opatowa spotkaliśmy, też byłą gwiazdę brazylijskiego futbolu.

Haktary zboża przed Opatowem © raji


Ranaldinio spotakaliśmy na drodze do Opatowa © raji





W końcu zjechaliśmy z głównej drogi. Ze skrzyżowania widać w oddali Święty Krzyż, na który miejmy nadzieję w najbliższym czasie uda się wybrać.

Daleko na horyzoncie Święty Krzyż © raji




No i sam Tudorów – główny cel wyprawy. Zamek pochodzi prawdopodobnie z XIV w. Stoi na skalnym cyplu wzgórza z trzech stron otoczonego rzeczką Opatówką, a od wschodu suchą fosą. Do dziś zachowała się wysoka na 20 m wieża oraz nikłe resztki mostu zwodzonego, a także otwory strzelnicze i fragment ostrołukowatego okna. Od wschodu i południa widać ślady wału. Całość założenia dopełniał zespół mieszkalno-folwarczny po stronie wschodniej. Ciekawa jest legenda o zamku wg której pierwszym z właścicieli i zarazem budowniczych był Jan de Tudor – członek brytyjskiego rodu królewskiego.
Wieża była już przebudowywana i również teraz trwają prace remontowe, które mają przywrócić jej dawny blask.


Ruiny zamku w Tudorowie z daleka © raji



Ruiny zamku w Tudorowie ze wzgórza © raji



Baszta zamku w Tudorowie © raji



Ciekawe po czym taka dziura? © raji


Wejscie do zamku w Tudorowie © raji


Fragmenty ostrołukowatego okna w wieży © raji





Teraz ruszyliśmy już w drogę powrotną, ale po drodze czekało na nas jeszcze kilka ciekawych miejsc.



Dzisiaj lajtowo tylko 10% górki :) © raji


Dawny kamieniołom został zalany wodą płynącą ze źródeł - gdzieś przed Karwowem © raji



Kaplica błogosławionego Wincentego Kadłubka w Karwowie © raji


Źródła błogosłwaionego Wincentego Kadłubka © raji


Woda która wypływa ze źródła jest niezwykle czysta © raji



Ludzie wynosili wodę za źródła dosłowanie litrami © raji



Przy źródle zawsze jest bardzo duzot turystów © raji


My też musieliśmy uzupełnić zapasy wody © raji



Figurka bł. Wincentego Kadłubka w Karwowie © raji


Stary dworek w Nikisiełce © raji



W dworku nocował Marszałek Piłsudski - gdzie on już nie był © raji



Kościół w Malicach © raji



Brama z XVIII w. po renowacji © raji



Ruiny już bardzo blisko, szkoda tylko że nie da się tam dojść © raji



Ruiny w Międzygórzu można obejrzeć tylko z daleka © raji



Chmury na niebie wyglądały dzisiaj świetnie © raji




Gdy wracaliśmy już z Międzygórza, po drodze spotkaliśmy członka Bike Equipy, który nie zdążył na zbiórkę i sam ruszył do Opatowa. Postanowił zmienić i wydłużyć sobie trochę trasę i zabrał się z nami. Trzeba przyznać, że jego obecność bardzo nam pomogła, ponieważ znał już te okolice dobrze i bez problemu prowadził nas ciekawymi trasami w kierunku Sandomierza. Inaczej pewnie musielibyśmy się trochę nagłowić za nim trafilibyśmy w wybrane miejsca.



Jedna z wielu skarp w tej okolicy © raji



Kościół w Dacharzowie © raji



Kosćiół w Dacharzowie © raji





W Wilczycach odwiedziliśmy wykopaliska archeologiczne. Zostały one znalezione w 1994 roku. To pozostałości po łowcach kultury magdaleńskiej, datowanej na schyłek paleolitu ok. 16 tys do 12 tys. lat temu.









Kolejny przystanek to Kichary. Tutaj trochę natrudziliśmy się żeby znaleźć ruiny, ale było warto. Do ruin prowadziła tak oto droga.



Kaplica św. Rocha z XVII w. w Kicharach © raji









Z Kichar mieliśmy już prostą, ale trochę pofałdowaną ścieżkę na drogę 777 w Dwikozach. Kolega z Equipy poprowadził nas trasą dzięki, której ominęliśmy spore wzniesienia na głównej drodze. A mi przy okazji udało się zrobić to:


Fotka dla Rafała :) Zaskoczył mnie ten skład, ale jakoś udało zrobić się zdjecie. © raji



Górka jednak nas nie ominęła, mieliśmy już kilka większych za sobą no i ponad 100 km w nogach, więc ta dała się nam we znaki. Pomimo zmęczenia wybraliśmy się jeszcze na "pieprzówki". Tam mogę przyjeżdżać za każdym razem jak jestem w Sandomierzu - nigdy mi nie znudzą się te widoki.









Do centrum Sandomierza nawet już nie wjeżdżaliśmy, bocznymi drogami przemknęliśmy
na główną szosę, uzupełniliśmy zapasy i pomknęliśmy w stronę domu. Dzisiaj ponad 160 km, ale zmęczenie czuć jakby przejechało się ponad 200, jednak górki robią swoje.



/widget
Kategoria 150<, Rundki


Dane wyjazdu:
52.43 km 0.00 km teren
01:52 h 28.09 km/h:
Maks. pr.:36.28 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Poligon 21/07/2012

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 21.07.2012 | Komentarze 0 Tylko standardowa rundka dookoła poligonu. Dzisiejsze plany pokrzyżował deszcz, który praktycznie padał do samego południa, zanim wszystko wyschło zrobiła się 15:00 i z dalszej trasy nici.
Kategoria 50-100, Rundki


Dane wyjazdu:
68.87 km 0.00 km teren
02:55 h 23.61 km/h:
Maks. pr.:35.88 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Kolejne źródła

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 17.07.2012 | Komentarze 0 Dzisiaj miała być dłuższa trasa, ale przez deszczowe prognozy i ciemne chmury nad ranem o mały włos w ogóle byśmy nie wyjechali. Rano faktycznie był pochmurno i wyglądało, że do końca dnia tak pozostanie, ale przed południem nagle się rozpogodziło i wyszło piękne słońce.

Na szybko umówiliśmy się z Mariuszem na Malińcu. Na dalszą wyprawę było już za późno, ale zrobiliśmy parę km zahaczając m. in. o źródła w Słupi przed Modliborzycami. A później już z powrotem na Maliniec, cały czas lasem przez Kalenne i Gwizdów, którędy prowadzi fajna wyasfaltowana ścieżka, co prawda delikatnie podziurawiona, ale jeździło się po gorszych. Podobnie jak wczoraj popołudniu znowu zbierały się chmury, tym razem nie padało.



/widget
Kategoria 50-100, Rundki


Dane wyjazdu:
104.68 km 0.00 km teren
04:44 h 22.12 km/h:
Maks. pr.:41.89 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Wierzchowiska

Piątek, 13 lipca 2012 · dodano: 17.07.2012 | Komentarze 6 Dzisiaj wstałem bardzo wcześnie rano, ponieważ miałem sporo do zrobienia, a na południe umówiłem się z Mariuszem.

Czas gonił niemiłosiernie, a ja dzisiaj wyjątkowo starałem się robić wszystko ostrożnie, bo choć nie jestem przesadnie przesądny, to piątek 13 doświadczał mnie do tej pory bezlitośnie. Oczywiście nie obyło się bez małych przygód, ale nadrobienie 15 km, to pikuś.


Z Mariuszem spotkałem się za Zaklikowem w samo południe. Najpierw ruszyliśmy na Stojeszyn w poszukiwaniu starego folwarku, ale jak się okazało na miejscu, nie wiele z niego pozostało, odnaleźliśmy jedynie kawałek dawnego ogrodzenia, a po budynkach ani śladu.

Kolejnym celem były źródła w Wierzchowiskach, niestety Mariusz pojechał tam sam, bo ja musiałem na chwile skoczyć do Janowa Lubelskiego. Załatwiłem wszystko jak najszybciej się dało i z powrotem wróciłem na naszą właściwą trasę. A Mariusz już czekał na mnie na miejscu. Trochę minęło za nim dojechałem, bo tereny tutaj są bardzo pofałdowane, a przed samymi Wierzchowiskami czeka podjazd, który wygląda niepozornie, ale daje w kość.


W końcu, nie bez trudu odnalazłem Mariusza. Droga do źródeł nie jest łatwa. najpierw trzeba przejść bardzo wąską groblą pomiędzy stawami. Ja przejechałem, ale to był mój pierwszy i ostatni raz, bo jeden błąd i można wylądować w stawie razem z łabędzią rodzinką :), a tata łabędź nie był wcale przyjaźnie nastawiony.

Rodzinka w komplecie © raji





Potem trzeba pokonać kolejną przeszkodę, bez roweru jakoś ujdzie, ale z - już trzeba się trochę napocić.

Przeprawa na źródła nie jest lekka © raji


Jesteśmy coraz bliżej źródeł

Figurka Matki Boskiej przy źródłach w Wierzchowiskach © raji



No i w końcu same źródła

Źródła w Wierzchowiskach © raji


Ze skały wypływa krystalicznie czysta woda © raji







Chyba coraz rzadszy widok

Patrze, a na łące pasły się jałówki, uuuahha.... © raji


Ze źródełek wróciliśmy na główną drogę i zaczęliśmy szukać jakieś innej drogi powrotnej, niż przez Modliborzyce. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do kościoła. ten na zdjęciach został wybudowany niecałe dwadzieścia lat temu. A stoi na miejscu starego kościoła, który, teraz miałby przeszło sto lat, ale z niewiadomych dla nas przyczyn został rozebrany na początku lat 90-tych. Zachowała się po nim tylko stara dzwonnica. A za kościołem, na wzgórzu, znajduje kapliczka z figurka Matki Boskiej.

Nowy kościół w Wierzchowiskach © raji



Stara dzwonnica w Wierzchowiskach © raji



Kapliczka obok kościoła w Wierzchowiskach © raji


W 1923 przez Wierzchowiska przejeżdżał sam Marszałek Piłsudski z całym swoim orszakiem, m.in z gen. Sosnkowskim. A tu pomnik z 1928 r.

Pomnik przed kosciołem w Wierzchowiskach © raji



Kilkanaście metrów od kościoła stoi przepiękny dwór z przełomu XVIII/XIX w., dokładnej daty nikt nie jest w stanie ustalić. Bardzo często zmieniali się właściciele, dwór był też często niszczony i odbudowywany. Ostatnio w 2008 rozpoczęto jego remont, który zakończył się w 2010. Od tego momentu funkcjonuje jako Hotel - Dwór Sanna

Dwór Sanna w Wierzchowiskach © raji


Dwór Sanna © raji


Fontanna przed Dworem Sanna © raji


może coś uwędzimy? © raji


Kiedyś konie teraz boogie stoją przed dworem. © raji



Dobrze przynajmniej, że ktoś się tym zajął, bo jest szansa, że przetrwa więcej i w lepszym stanie niż tylko kilkanaście lat, jak niektóre podobne zabytki w naszym kraju.

Na dzisiaj to by było tyle zwiedzania, ruszyliśmy w drogę powrotną. Na początku nie za szybko, bo przed nami wyrosły dwa malutkie podjazdy.

Oj będzie ciężko © raji



Wyjechaliśmy na samą górę, a tam przywitały nas granatowe chmury nadciągające z zachodu. Na polnej drodze nie dało się bardziej przycisnąć, a przez Andrzejów do Janowa było cały czas pod wiatr.

Chmury okazały się w cale nie takie straszne z bliska, co prawda do samego domu już kropiło, ale bardzo słabo.


/widget
Kategoria 100-150, Rundki


Dane wyjazdu:
167.74 km 0.00 km teren
07:20 h 22.87 km/h:
Maks. pr.:57.53 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Tanobrzeg, Baranów, Sandomierz

Niedziela, 8 lipca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 2 Dzisiaj znów umówiliśmy się na 6:00, tym razem już na rynku w Zaklikowie. Plan był prosty - dojechać i zobaczyć najciekawsze miejsca w Tarnobrzegu, Baranowie Sandomierskim i Sandomierzu.

Nie traciliśmy, więc czasu bo było sporo do obejrzenia, a do Zaklikowa chcieliśmy wrócić nie zbyt późno. Na początku narzuciliśmy spore tempo, głównie dzięki Rafałowi, który holował mnie za sobą do Tarnobrzega, a łatwo nie było, bo oczywiście znowu w mordę wiało.



Pierwszy przystanek oczywiście PKP.

Stacja PKP w Tarnobrzegu © raji




Potem plac A. Surowieckiego i kolejno: Stary browar, klasztor dominikanów, a na deser pałac Tarnowskich.

Rowery dwa na placu © raji



Dawny browar w Tarnobrzegu © raji



Zespół klasztoru Dominikanów (XVII, XVIII w.). © raji


Klasztor ojców dominikanów w Tarnobrzegu © raji




Pałac przeszedł mały lifting, prace trwają tylko w parku, który otacza cały budynek. Dzisiaj pałac jest główną siedzibą Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzeg.

Pałac Tarnowskich © raji


Zagar słoneczny na pałacu Tarnowskich © raji


Baszta pałacu Tarnowskich © raji


Tendite in astra viri - dewiza herbowa rodu Tarnowskich © raji






Potem w ruszyliśmy już w kierunku Wisłostrady na Baranów Sandomierski. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na przeprawę promową. Wisła tutaj jest wyjątkowo wąska, a przeprawa, nie trwa nawet minuty.

Prom w Tranobrzegu © raji




Na Wisłostradzie spotkaliśmy gigantyczny korek, który ciągnął się zarówno w stronę Tarnobrzega jak i Baranowa.

Korek na Wisłostradzie © raji




A wszyscy pędzili tutaj, czyli na jezioro Machowskie, w sumie w taką pogodę nic dziwnego, ale w samochodzie chyba się spędzi więcej czasu niż nad samą wodą. Rowerem można dostać się tam bez problemu.

Jezioro Machowskie - zakorkowane © raji



Droga do Baranowa Sandomierskiego prosta, lekki spadek, wiec 30 z licznika nie schodziło. Oczywiście Rafał mógł mnie zostawić daleko w tyle, ale że dobry z niego kolega to trzymał mnie na kole, aż do samego Baranowa.


Podobnie ja Rafał byłem tutaj pierwszy raz. Zamek robi wrażenie, gorzej z obsługą, która po chwili kręcenia nosem wpuściła nas w końcu z rowerami. Pomimo, że samochody, czy nawet autokary nie miały problemu. Trochę zniesmaczeni - delikatnie mówiąc - przeszliśmy się wokół zamku. cena biletu - 1 zł, obejmuje nawet wejście na dziedziniec.

Zamek w Baranowie Sandomierskim © raji









W ogrodach przed zamkiem spotkaliśmy taką oto miłą panią, która wyraźnie przesadziła z przebywaniem na słońcu.




Trochę chłodu można było znaleźć przy fontannach.






Dziedziniec również wygląda bardzo efektownie, trochę wrażenie psuje namiot, w którym odbywają się chyba jakieś imprezy.

Dziedziniec zamku w Baranowie © raji




Coś tu nie pasuje. © raji



Na rynku zatrzymaliśmy się, żeby uzupełnić zapasy. A tu czekała nas kolejna pani.

Rynek w Baranowie Sandomierskim © raji



Teraz przyszło nam wrócić z powrotem do Tarnobrzega, a stamtąd do Sandomierza. droga tak jak wcześniej minęła szybko, ale tera upał dawał się już we znaki.


Poruszanie się szosówką po "starówce" jest prawie nie możliwe, więc znaczną część trasy przeszliśmy pieszo.


Rynek i ratusz w Sandomierzu © raji



W ten weekend w Sandomierzu odbywał się Jarmark Jagieloński, więc na rynku było pełno straganów i turystów, a zwiedzanie było trochę utrudnione. A tu jeden ze straganów góralska "kurwica" - czyli piwo niepasteryzowane, ze względów bezpieczeństwa nie próbowaliśmy jak to działa.

Góralska kurwica © raji



Przeszliśmy całą "starówkę", aż do Bramy Opatowskiej, a później długi spacer z rowerami w dół ul. Browarnej. Chciałem jeszcze pokazać Rafałowi pieprzówki. Z daleka wyglądają niepozornie, ale z góry widoki są przednie.





Dzisiaj nie robiłem już tyle zdjęć, gdyby ktoś chciał zobaczyć więcej to zapraszam do obejrzenia relacji z wcześniejszych wypraw do Tarnobrzega, Sandomierza, czy Gór Pieprzowych oraz oczywiście na profil Rafała, gdzie niedługo pojawi się relacja z wyprawy.


Z "pieprzówek" pojechaliśmy na prom do Zawichostu. Nad Wisłą zaczęły zbierać się groźnie wyglądające chmury, już myśleliśmy, że nie zdążymy przed deszczem, ale koncert był dopiero samym wieczorem, tym razem burze Zaklików nie ominęły, ale to nawet lepiej, bo w końcu zrobiło się chłodniej.

W domu byliśmy przed 5:00. Znowu trochę posiedzieliśmy i pogadaliśmy, ale nie za długo, bo jutro rano znowu pobudka, a przed Rafałem ponad 200 km.

Czas przez te dwa dni minął strasznie szybko, razem przejechaliśmy ponad 300 km. Weekend jak najbardziej udany.





/widget
Kategoria 150<, Rundki


Dane wyjazdu:
144.10 km 0.00 km teren
07:04 h 20.39 km/h:
Maks. pr.:36.08 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Janów Lubelski i Porytowe Wzgórze

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 3 Ten weekend zapowiadał się bardzo ciekawie. W końcu moje zaproszenie z września tamtego roku przyjął Rafał VSV83, który wracał z wyprawy na Roztocze i postanowił zahaczyć o moje strony, a Zaklików miał być jego ostatnim przystankiem w drodze powrotnej do domu.


Na miejsce spotkania wybraliśmy Rozwadów. Na rynek dotarłem trochę przed czasem.

Kościół w Rozwadowie © raji



Po 6:00 dojechał Rafał. Miał już w nogach ponad 60 km, więc w drodze już trochę był, ale nadal rozjaśnia się już bardzo wcześnie, a i temperatury są z samego rana konkretne. Już o 6:00 słońce było wysoko nad horyzontem.


W Rozwadowie pojechaliśmy tylko na dworzec PKP zobaczyć zabytkowy parowóz.

Parowóz Ty2-16 na stacji Stalowa Wola Rozwadów © raji



Czym by tu dalej pojechać ? © raji



Następnie wróciliśmy do Zaklikowa, żeby Rafał mógł zostawić zbędne rzeczy i ruszyliśmy do Janowa Lubelskiego. Jechaliśmy cały czas pod wiatr, a przed samym Janowem doszły jeszcze niewielkie wzniesienia. Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy w Janowie były źródła, gdzie uzupełniliśmy m. in. zapasy wody na dalszą podróż.

Źródła w Janowie Lubelskim © raji




Woda ze źródeł zasila też dwie fontanny w centrum Janowa.


Rynek w Janowie Lubelskim © raji






Kolejnym punktem było muzeum kolejki wąskotorowej, która biegła przez Lasy Janowskie. W muzeum można zobaczyć tabor, który jeździł po torach tej kolejki. Kolej została rozebrana na początku lat 90-tych, ale nadal można udać się szlakiem dawnej kolejki, pieszo, albo na rowerze.


Muzeum leśnej kolejki wąskotorowej w Janowie Lubelsikm © raji






Jeśli byliśmy już w Janowie to musiałem zabrać Rafała na Porytowe Wzgórze, po drodze wstąpiliśmy do Szklarni gdzie odbywał się Festiwal - Na rozstajnych drogach. Niestety z przyczyn technicznych nie mogliśmy dojechać na samo miejsce festiwalu.

Na rozstajnych drogach © raji



Droga na Porytowe Wzgórze prowadzi cały czas przez las, ruch też jest niewielki, więc jedzie się super.

A tu mały postój.

Dwa białasy, gdzieś w Janowskich Lasach © raji



W końcu dojechaliśmy do celu. Ostatnio byłem tutaj rok temu z Karolem. Pogoda była wtedy zupełnie inna, padał przelotny deszcz, było pochmurnie i chłodno, no ale rok temu takie były prawie całe wakacje.

Porytowe Wzgórze - miejsce jednej z największych bitew partyzanckich w 1944. Na pewno warto przyjechać tutaj choć raz. Ja pewnie jeszcze w tym roku znowu się wybiorę. Oprócz pomnika i grobów partyzantów, przygotowanych jest tu kilkaset metrów ścieżek edukacyjnych m. in. do miejsca postoju dowództwa, szpitala, czy taborów.

Porytowe Wzgórze © raji



Pomnik na Porytowym Wzgórzu © raji



Trzeba podkreślić, że w ostatnich miesiącach sporo zrobiono żeby, właśnie zwiedzanie Wzgórza było dla turystów przyjemne i bezpieczne. Bo dla porównania, gdy byliśmy tu z Pankracym to przeprawa na druga stronę rzeczki wyglądała tak:

Most na Porytowym Wzgórzu 2011 © raji



A teraz wygląda tak. Różnica jest.

Most na ścieżce edukacjnej na Porytowym Wzgórzu © raji



Następnie spokojnym tempem wróciliśmy do Janowa, gdzie wstąpiliśmy jeszcze nad jezioro i zalew.Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o źródełka, żeby uzupełnić bidony i potem już prosto do domu. Wieczorem posiedzieliśmy trochę przy grillu, ale nie za długo, bo po pierwsze byliśmy trochę ujechani, a po drugie na jutro zaplanowaliśmy jeszcze dłuższą wyprawę.


Jezioro w Janowie Lubelskim © raji
Kategoria 100-150, Rundki


Dane wyjazdu:
155.54 km 0.00 km teren
07:46 h 20.03 km/h:
Maks. pr.:56.77 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Klimontów z Bike Equipą

Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 04.07.2012 | Komentarze 4 Dzisiaj miało być bez szaleństw, bo przy takim upale to już setka przeradza się w masakrę. Ale za namową kolegi ze Stalowej na takie małe szaleństwo dałem się namówić. Słońce grzało potwornie, ale to było bez znaczenia, bo i towarzystwo i trasa były przednie.


Z domu wyruszyłem już po 6:00, żeby spokojnie dojechać na miejsce spotkania z Mariuszem w Zaleszanach. Rano jechało się świetnie, 20 stopni i lekki wiaterek - sama przyjemność, ale z każdą minutą robiło się coraz cieplej.


Do Sandomierza dotarliśmy na 8:00, chwilę posiedzieliśmy na rynku i pojechaliśmy na spotkanie z Bike Equipą.


A tak wygląda sandomierski rynek z samego rana, za parę godzin pewnie zaroi się od turystów, na razie żywej duszy.

Rynek w Sandomierz o poranku © raji




Dokładnie o 9:00 kiedy już wszyscy byli gotowi ruszyliśmy przez Sandomierz do szlaku św. Jakuba, który miał zaprowadzić nas, aż do Klimontowa. Upał daje się we znaki, a do tego na początku mamy pecha, najpierw mały kapeć, jak się dalej okaże, nie pierwszy w tym tygodniu i nie ostatni dzisiaj. No, a potem mały wypadek na zjeździe przy sporej prędkości. Ale na szczęście nic poważnego sięnie stało.

Po tylu przygodach już na samym początku zbliżamy się do Malic, miejsca pierwszego postoju. Dzisiaj warunki ekstremalne, więc wyjątkowo do plecaka zapakowałem swojego bukłaka :).

Na rozdrożu © raji




Wspólna fotka przy figurkach świętych.

Prawie cała equipa w Malicach © raji




Jakubowy Szlak prowadzi przez bardzo malownicze tereny.

Sady przy Szlaku św. Jakuba © raji




Szlak biegnie głównie po szutrowych drogach, ale i trochę asfaltu też można spotkać. Tutaj cała Bike Equipa i goście, czyli m.in. ja.

Equipa sandomierska + goście © raji



Postój i w końcu trochę cienia. Jesteśmy w Ossolinie pod kaplicą zwaną "Betlejemską", która pochodzi z 1640 roku.

Kaplica w Ossolinie © raji




Pomnik Najświętszej Maryi Panny przed kaplicą.




Stajenka przed "Betlejemką" © raji



Zjeżdżamy parę metrów z górki i jesteśmy przy ruinach. Equipa zbiera się do zdjęcia.

Ruiny zamku w Ossolinie © raji




Do Klimontowa, Szlak Jakubowy prowadzi przez sady, którymi wjeżdża się pod same bramy klasztoru ojców dominikanów.

Klasztor podominikański w Klimontowie © raji



Ostatni punkt wyprawy to Koprzywnica i zalew, w taki upał trochę wody się przyda. Po krótkim moczeniu grupa dzieli się, część rusza na Tarnobrzega, a część znowu do Sandomierza.




W Sandomierzu jesteśmy ok 15, żegnamy się z reszta Equipy, która dotrwała do końca i ruszamy do domu. W Sandomierzu grzało strasznie, do tego doszedł jeszcze silny, ciepły w mordęwind, dojechaliśmy jakoś do Zaleszan i zrobiliśmy postój. We dwóch jeszcze jakoś się jechało, ale w pojedynkę było już o wiele gorzej, a przede mną było jeszcze 30 km . Dopiero za Lipą w lesie można było poczuć trochę chłodu, no i w końcu dom.

Myślałem, ze do wieczora będę już tylko umierał, ale czułem się nawet nieźle. Wyprawa w 100% udana, serdeczne podziękowania dla Bike Equipy - najlepszy sqad z jakim jeździłem do tej pory, no i dla Mariusza - sam bym się nie wybrał, no i na trasie było raźniej.
Kategoria 150<, Rundki


Dane wyjazdu:
65.21 km 0.00 km teren
03:27 h 18.90 km/h:
Maks. pr.:47.90 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Młyny

Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 02.07.2012 | Komentarze 0 Dzisiaj w samo południe umówiłem się z kolegą ze Stalowej. Pogoda ma rower super. Jechaliśmy prawie tą samą trasą, co parę dni temu, ale kilka nowych rzeczy udało się zobaczyć.


Na początek stary młyn, który z uporem mijaliśmy. Tym tym razem udało się go odnaleźć.





a tu ? rzeka z pierwszeństwem przepływu




W Gościeradowie byliśmy już kilka razy, ale po raz pierwszy udaliśmy się do Pałacu Prażmowskich i pod łuk triumfalny. Obie budowle pochodzą z XVIII wieku. Obok rozciąga się malowniczy park.




Gościeradów. Pałac Prażmowskich




Łuk triumfalny







Obok pałacu znajduję się również zabytkowy spichlerz






Kościół w Gościeradowie



Następnie ruszyliśmy na Łany do źródeł, tam cały czas trwają prace i widać postępy. Jak już skończą, będzie to fajne miejsce dla turystów, np, na ognisko idealne





I ostatnie miejsce, które odwiedziliśmy na trasie, młyn w Łążku Chwałowskim.











/widget
Kategoria 50-100, Rundki


Dane wyjazdu:
201.63 km 0.00 km teren
09:48 h 20.57 km/h:
Maks. pr.:70.35 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Ujazd - Krzyżtopór

Niedziela, 24 czerwca 2012 · dodano: 01.07.2012 | Komentarze 6 Niedziela, super pogoda, więc szkoda było tego nie wykorzystać. Pomysł wyprawy na początku sezonu podrzucił kolega z Krakowa ( pozdrawiam :)). Razem nie udało się go zrealizować w tym sezonie, ale na pewno będzie jeszcze okazja.

Celem były ruiny zamku w Krzyżtoporze, a po drodze kilka mniejszy ruin min. w Ossolinie i Konarach. W trasę wyjechałem sam z samego rana, dopiero w Stalowej dołączyło do mnie dwóch kolegów i już razem ruszyliśmy na Ujazd.

Pierwszy postój w Tarnobrzegu na promie, droga minęła bardzo szybko, ale wiadomo - w kupie raźniej, więc żadna ilość km nie jest straszna





Jeszcze przed Ujazdem w Klimontowie odbiliśmy na Ossolin - ruiny zamku, których za wiele nie pozostało, ale wyglądają efektownie. Ciekawa jest sam historia ich powstania, której raczej w opisach się nie znajdzie. Zamek wysadził sam właściciel Jerzy Ossoliński, gdy dowiedział się, że jego synowie planują go sprzedać za kilka skrzynek "napoju energetycznego".







Z Ossolina wróciliśmy z powrotem do Klimontowa i parę km przed Ujazdem skręciliśmy na Konary w poszukiwaniu kolejnych ruin. Teren bardzo pagórkowaty, więc jest gdzie się porządnie napocić. Po kilku km znaleźliśmy tablicę informacyjną i ruszyliśmy przez taką m. in. drogę.




tu drogi nie było w ogóle, więc trzeba było sobie radzić


Buszujący w zbożu :)

Dojechaliśmy na samo wzgórze - ruin ani śladu, ale za to widoki super.









Po kilkunastu minutach poszukiwań zrezygnowaliśmy, bo przed nami było jeszcze sporo km do przejechania. Jak się już później okazało byliśmy bardzo blisko, ale z ruin nie wiele już pozostało, a teraz jeszcze są gęsto zarośnięte, więc trzeba trochę się natrudzić.


Ruiny są podobno gdzieś w tym lasku



Ze wzgórza w Konarach zjechaliśmy bardzo stromym, krętym i długim zjazdem. Gdybyśmy wracali tą drogą, tym razem pod górę byłoby ciężko. Pokręciliśmy jeszcze trochę i w końcu dojechaliśmy do Ujazdu i zamku Krzyżtopór.

Ruiny zamku naprawdę robią wrażenie. Do dziś zachowało się prawie 90% murów. Zamek był zbudowany na planie kalendarza: 4 baszty - kwartały, 12 sal - miesiące, 52 pokoje - tygodnie, 365 okien - dni w roku.

















A tu jedno z ciekawszych miejsc, wieża w której sufit zrobiony ze szkła pełnił rolę akwarium. A na samym dole wypływało źródło, które zresztą istnieje do dziś.


Kiedyś patrząc w górę można było zobaczyć egzotyczne ryby.



Zwiedzanie tego zamku zajmuję nawet sporo czasu, jeśli chce się zobaczyć wszystko, my zrobiliśmy to w ekspresowym tempie. W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze pałac we Włostowie, a raczej to co z niego zostało.








Potem już ruszyliśmy prosto do domu, po drodze padł rekord zjazdu z górki, blisko 70 km/h, wrażenie niesamowite. Pobiłem też swój dzienny rekord, nie myślałem, że przejadę po płaskim tyle km, a tu się udało nawet w pagórkowatym terenie. Wyprawa naprawdę bardzo udana, było warto jechać tyle km, zobaczyć Krzyżtopór i przekroczyć kolejną granice swoich możliwości.
Kategoria 150<, Rundki