Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Swiety z miasteczka Zaklików. Mam przejechane 42734.67 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Swiety.bikestats.pl
free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

50-100

Dystans całkowity:8429.26 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:405:35
Średnia prędkość:20.43 km/h
Maksymalna prędkość:67.34 km/h
Liczba aktywności:114
Średnio na aktywność:73.94 km i 3h 37m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
90.29 km 0.00 km teren
04:24 h 20.52 km/h:
Maks. pr.:53.12 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

V dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej

Środa, 23 lipca 2014 · dodano: 21.08.2014 | Komentarze 0



Dzień piąty. Dzisiaj jedziemy do Komańczy. "Odpoczynek" każdemu się przydał, bo przed nami najtrudniejsze etapy, a do tego pogoda się całkiem załamała. Już wieczorem zaczęło kropić, a w nocy rozpadało się na dobre i już nie przestało, a jechać trzeba było.

Ale właśnie, dzisiejszy dzień będzie na pewno nowym doświadczeniem, bo na 100 % w innej sytuacji nie wybrałbym się w taki dzień jak dzisiaj, żeby pokonać tak trudną trasę i przy takiej pogodzie, a tak nie zapomnę tego dnia bardzo długo.

Po modlitwie i śniadaniu ruszamy, niektórzy uszczelnieni od stóp do głów z nadzieją, że nie zmokną inni pogodzeni z losem. Ale faktycznie 11 km wystarczyło, żeby nawet płetwonurek zdążył przemoknąć. Po tych 11 kilometrach dojechaliśmy do Ustrzyk Górnych, gdzie zostaliśmy na Mszy św. Był to okazja żeby trochę wyschną i się zagrzać, ale także, żeby znaleźć jakieś dodatkowe siły i motywację do dalszej drogi. Po Eucharystii mieliśmy jeszcze chwilę, żeby się przygotować. Najchętniej to nikt by się stąd nie ruszył na krok, ale w końcu trzeba było ruszyć.

A przed nami podjazd z Ustrzyk Górnych /650 m n.p.m./ przez Przełęcz Wyżniańską /854 m n.p.m./ do Przełęczy Wyżniej /872 m n.p.m. te etapy pokonywaliśmy indywidualnie. Po kilkuset metrach już deszcz nie przeszkadzał, właściwie to sam nie wiem o czym wtedy myślałem, po prostu jechało się... 10 km/h, ale do przodu, zawsze te parę metrów. Pokonaliśmy góry, wszyscy którzy tego dnia siedli na rowery dali radę.

Potem czekał nas szaleńczy zjazd, również indywidualnie, 16 km pokonaliśmy w niecałe 30 min. Na końcu podjazd i postój w karczmie Brzeźniak gdzie zatrzymaliśmy się na obiedzie. Spędziliśmy tu dobrą godzinę, ale każdy chciał już znaleźć się na miejscu i przebrać w suche rzeczy. Kolejne kilometry już trochę łatwiejsze, a ostatni 20 km etap to już praktycznie sam zjazd.

Po dojechaniu do Komańczy jakby zaczęło się przejaśniać, ale dalej coś kropiło. Zanim dotarliśmy na nocleg odwiedziliśmy miejsce w Komańczy, którego nie można ominąć - klasztor s. Nazaretanek, położony na jednym ze wzgórz Komańczy, do którego prowadzi niezwykle stromy podjazd. To właśnie tu internowany był ks. kard. Stefan Wyszyński. Po krótkiej prelekcji zwiedziliśmy muzeum, które znajduje się w klasztorze.

Dopiero potem zjechaliśmy znowu w dół, żeby udać się do oddalonej o jakieś 3 km szkoły podstawowej w Komańczy w której dzisiaj mieliśmy nocować. Pierwsze co to zrzuciliśmy z siebie mokre rzeczy, szybki prysznic i udaliśmy się na kolację. Deszcz jakby trochę odpuścił, więc wolny czas można było wykorzystać na doprowadzenie rowerów do porządku, choć prognozy na jutro nie były lepsze.
Dzisiaj najbardziej ucierpiały hamulce, u mnie prawie starł się cały tył, ale to nie był tylko mój problem. Przed wyjazdem nie brałem opcji, że mogą przydać się zapasowe klocki, ale teraz już będę przygotowany.

Wieczorem zaplanowane było wyjście w góry, ale pogodo popsuła plany, więc wszyscy spotkaliśmy się w świetlicy. Czas upłyną bardzo miło na wspólnych opowieściach, a także była to okazja żeby bliżej się poznać, bo co roku dołączają do nas co raz to nowe twarze.

Jutro zapowiadają się kolejne kilometry w deszczu i po górach, ale już jesteśmy zaprawieni, więc nic nam nie jest straszne :)





Nasz apartament 6 - osobowy, łóżka wygodne, ale trochę mało miejsca jak dla 6 chłopa


Tego nie chcę komentować :)




Msza w Ustrzykach Górnych


Na zewnątrz lepiej nie wychodzić








Ostatni postój dalej pada


Już w Komańczy u ss. Nazaretanek










Reperere


A to ekskluzywne pokoje na poddaszu








Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
87.42 km 0.00 km teren
04:29 h 19.50 km/h:
Maks. pr.:60.53 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

IV dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej

Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 21.08.2014 | Komentarze 0

Już cztery dni jesteśmy w drodze.  Za nami piękne krajobrazy i spore przewyższenia, ale przed nami jeszcze przynajmniej dwa razy tyle emocji, wrażeń, kilometrów i wzniesień do pokonania, dlatego dzisiaj "odpoczywamy", oczywiście każdy na swój sposób.

Żeby bardzo się nie rozleniwić i nie wyjść z rytmu porannego wstawania, o 7:00 zaplanowane mieliśmy wspólne śniadanie, a potem przejazd do oddalonego o około 5 km Smolnika. Tam w dawnej cerkwi wzięliśmy udział w Eucharystii, po czym każdy już mógł zaplanować dzień wedle uznania.

Oczywiście zdecydowana większość jako formę odpoczynku wybrała nomem omen rower, choć pogoda nie nastrajała do jazdy. W nocy padało, a nad ranem było jeszcze mokro i tworzyły się spore mgły. Część ruszyła pieszo na Tarnicę, najwyższy szczyt w Polskich Bieszczadach 1346 m n.p.m.  Dwóch śmiałków ruszyło na Pętlę Bieszczadzką, to był też i mój plan, ale nie przy takiej pogodzie. Dlatego ze znajomymi ruszyliśmy przed siebie na małą przejażdżkę. Najpierw do Chmiela i dawnej cerkwi. Po drodze podziwialiśmy przełom Sanu. Potem kolejna cerkiew, tym razem w Dwerniku. Kolejne kilometry biegną pięknie położoną drogą wzdłuż lasów i wzgórz bieszczadzkich, pomiędzy Połoniną Wetlińską, a Caryńską. Wrażenie jest niesamowite, na pewno będę chciał tutaj wrócić. Droga ta łączy się z DW 897, którą jutro będziemy jechać do Komańczy, po drodze pokonując Przełęcz Wyżnią. My jednak zostawiamy na jutro te górki i skręcamy w lewo w stronę Ustrzyk Górnych. Zostało nas tylko dwóch, bo reszta jeszcze coś po drodze zwiedzała. Mały podjazd i zjazd, aż do samych Ustrzyk, który zrobił na nas spore wrażenie, tym bardziej, że jutro będziemy tu podjeżdżać. 

W Ustrzykach zatrzymaliśmy się na śniadaniu w restauracji Esculap, po chwili zjawili się inni pielgrzymowicze. Po pysznej jajecznicy ruszyliśmy już w stronę Stuposian. Tu już wielkich wzniesień nie było, ale cały czas jechało się, albo w górę albo w dół. Po dojechaniu do Stuposian stwierdziliśmy, że jeszcze nam mało i odbiliśmy na Tarnawę Niżną. Tu kolejna wspinaczka, ale znowu przepiękne widoki, no i zobaczyliśmy żubry :) Potem zjazd, aż do samej Tarnawy. Dojechaliśmy do samej granicy, rzuciliśmy okiem na zieloną Ukrainę i powoli zaczęliśmy wracać, bo robiło się coraz bardziej ciemno i zapowiadało się na deszcz. Ale postraszyło nas tylko do samego szczytu, po drugie stronie góry już nie spadła ani kropla.

Wieczorem wszyscy spotkaliśmy się prze wspólnym ognisku, nawet deszcz nam później nie przeszkadzał. Każdy dzielił się wrażeniami z mile i aktywnie spędzonego dnia. I nawet właśnie wspomniany deszcz nie był w stanie popsuć nam humorów. 


Z samego rana przywitały nas gęste mgły












Cerkiew z XVIII w. w Smolniku






















Cerkiew w Dwerniku








Cerkiew w miejscowości Nasiczne




Droga pomiędzy Wetlińską, a Caryńską


























Taras widokowy...


...na żubry










Ruiny mostu dawnej kolejki wąskotorowej


Tam już Ukraina














Kombinujemy opał




Wielki mecz


Wszystkie edycje pielgrzymek








Był ogień była i straż




Wieczorne spotkanie z leśnikiem











Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
98.05 km 0.00 km teren
05:04 h 19.35 km/h:
Maks. pr.:63.34 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

III dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej

Poniedziałek, 21 lipca 2014 · dodano: 21.08.2014 | Komentarze 0

Czas leci bardzo szybko. Przed nami już trzeci dzień. Trasa liczy tylko 84 km, ale to tylko potwierdza, że kilometrów będzie mało, ale za to większość pod górkę. Dzisiaj będziemy kierować się cały czas na południe na Ustrzyki, Lutowiska, aż do miejsca noclegu, czyli Stuposian. 

Ale po kolei, dzisiaj podobnie jak wczoraj dzień rozpoczynamy Mszą św. w Sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej. Rozgrzewka idealna, ale trzeba było uważać, bo od razu na początek brać się za taka górę było niebezpiecznie. Wszyscy na 8:00 dotarli na szczyt, czy to wyjeżdżając, czy prowadząc. Po Mszy już nie nie indywidualnie całą grupą w eskorcie policji zjechaliśmy do Huwnik, gdzie po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę.

Dzisiaj może trochę odpoczniemy od słońca, trochę się zachmurzyło, bo od gór na pewno nie:)

Już pierwsze kilometry to ciągła wspinaczka, prawie 18 km non stop pod górę, na początku łagodnie, ale końcówka była mordercza. Zatrzymaliśmy się na samy szczycie przed Arłamowem, dawnym miejscem internowania Lecha Wałęsy. Obecnie znajduję się tu ekskluzywny kompleks wypoczynkowy. Po chwili odpoczynku pojechaliśmy, tym razem w dół. Trasy do jazdy są genialne, trzeba się trochę przygotować, żeby za bardzo nie cierpieć na podjazdach, ale widoki i zjazdy rekompensują wszystko.   

Tak dojechaliśmy do Jesienia, który teraz stał się częścią Ustrzyk Dolnych, a jeszcze parę lat temu był małą wioską obok Ustrzyk.
Tutaj zatrzymaliśmy się na krótkim nabożeństwie i odpoczynku, żeby nabrać sił przed ostatnimi dzisiaj podjazdami. Do Stuposian mieliśmy już tylko 30 km z czego 11 km to sam zjazd.  

No i faktycznie upociliśmy się tego dnia znowu, ale było warto. W Lutowiskach czekał na nas punkt widokowy, z którego widoki zapierały dech. Na samej górze zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie z panoramą Bieszczad w tle. A potem czekał nas już tylko zjazd do Stuposian.

Jutro mamy dzień wolny, ale pewnie jak to zwykle bywa tylko nieliczni zostawią swoje rowery w spokoju, ja na pewni nie :)


Droga na Kalwarie już po raz trzeci zdobyta




Pamiątkowe foto





Śniadanie w DPS


Sto lat dla najstarszego uczestnika i naszego mechanika


Legowisko tej nocy bardzo wygodne


Widoki z okna tez nie najgorsze...


No może trochę :)


Pierwszy podjazd dzisiaj zdobyty


A tak powstawało powyższe zdjęcie :)








Zjazdy, zjazdu i jeszcze raz zjazdy :)




















Gdzie się nie obejrzeć piękne widoki






Punkt widokowy już blisko, ostatni górka








Potem już tylko zjazd











Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
59.12 km 0.00 km teren
02:29 h 23.81 km/h:
Maks. pr.:39.69 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Wrzawy i na skróty po Sanie

Piątek, 11 lipca 2014 · dodano: 18.07.2014 | Komentarze 2


Po powrocie z Pienin pogoda się całkowicie rypła, dlatego dopiero w piątek znowu, wybrałem się na rower. Cały dzień było pochmurno , ale ok 19 stopni, więc do jazdy w sam raz. Pojechałem do Wrzaw trochę inną drogą niż zwykle. 

Po cichu liczyłem, że jakoś przeprawię się tam przez San i nie będę musiał znowu wracać na most w Radomyślu. Prom we Wrzawach jest, ale zwykle z uwagi na niski poziom nie kursuje.

Dojechałem do przeprawy, prom niestety tak jak myślałem był na drugim brzegi i nie myślał płynąć. Ale tym razem nie przez stan wody, ale przez prowadzone tam prace. Ponieważ we Wrzawach rozładowali słynny transport, który płynną Wisłą z nad morza już kilka miesięcy z elementami do nowej elektrowni w Stalowej Woli. Mniejsze części już dawno dopłynęły do celu, ale te we Wrzawach ważą razem ponad 500 ton i niski stan Sanu nie pozwala na transport wodny i żeby przewieść je wzdłuż wału, najpierw muszą go umocnić. Kupa roboty i pieniędzy.

Prom odpadł, ale tubylcy powiedzieli mi o łódce, która pływa kilka metrów dalej. Okazało się, że rower też można do niej zapakować. Kilka minut i byłem już na drugim brzegu.  Flisak opowiedział mi trochę ile to jest zamieszania z tym transportem i ile to już trwa. Pogadałem jeszcze chwile i ruszyłem na Borów, a potem prosto na Zaklików. Dzięki łódce skracając sobie trasę o dobre 25 km.  



Trasa do Wrzaw, po wczorajszych ulewach trochę mokro jest


Elementy do elektrowni już na brzegu, teraz czekają na transport po lądzie





Na razie prowizoryczne zejście do łódki


Rekin na Sanie !!!!




Sobie płyniemy


Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
83.93 km 0.00 km teren
04:53 h 17.19 km/h:
Maks. pr.:67.34 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Pieniny - dzień III

Poniedziałek, 7 lipca 2014 · dodano: 18.07.2014 | Komentarze 4

Dzisiaj ostatni rowerowy dzień w Pieninach. Wczoraj okrążyliśmy Jezioro Rożnowskie, a dzisiaj ambitnie w planach mieliśmy objechanie Jeziora Czorsztyńskiego.

Najpierw z Łącka pojechaliśmy główną drogą do Krościenka n/D, tu zatrzymaliśmy się chwilę i ruszyliśmy do oddalonej tylko o parę km Szczawnicy. Trochę pokręciliśmy się po tej urokliwej miejscowości, przejechaliśmy fajnie położoną ścieżką rowerową wzdłuż rzeczki Grajcarek, żeby potem już szlakiem wzdłuż Dunajca dojechać do Czerwonego Klasztoru. Szlak przepięknie położony, dookoła zbocza Trzech Koron, a dołem płynie Dunajec. Warto tutaj choć raz przyjechać i zobaczyć to wszystko na własne oczy.

Trasa do klasztoru nie jest bardzo wymagająca, a większe góry dopiero przed nami.

Pod Czerwonym Klasztorem spędziliśmy ponad godzinę, podziwiając przy kawie i herbacie, piękny krajobraz Trzech Koron.

Potem pojechaliśmy w stronę Sromowców Wyżnych, ale nie główną drogą, tylko znacznie mniej ruchliwą i już po stronie polskiej. Tutaj już zaczęły się małe podjazdy. Tak dojechaliśmy pod samą zaporę i Zamek w Niedzicy.

Dalej mieliśmy objechać całe Jezioro Czorsztyn, ale stwierdziliśmy, że w taki upał jak był dzisiaj to byłoby samobójstwo, dlatego udaliśmy się na prom. Skróciliśmy drogę o dobre kilkanaście km i kilka sporych podjazdów, a i tak dojeżdżając na nocleg byliśmy wypompowani.

Ale po kolei, rejs promem okazał się nie lada atrakcją, bo zobaczyć z tej perspektywy oba zamki to faktycznie genialna sprawa. No i trochę chłodu od wody zażyć też było przyjemnie. Po przeprawieniu się na drugą stronę, tylko ja udałem się na zwiedzanie ruin bo chłopaki już tutaj byli. Potem już czekał nas tylko jeden spory podjazd i super zjazd, aż do samego Krościenka. W Krościenku zatrzymaliśmy się na lody, na które czekaliśmy w mega kolejce, ale było warto :) Dalej już tą samą trasą co rano wróciliśmy do Łącka.

Trzy dni udane w 200%, pogoda super, nie ma co narzekać, było momentami upalnie, ale dało się to znieść. Zaplanowane trasy zaliczyliśmy, więc czego chcieć więcej. Mam nadzieję, że przynajmniej raz w roku te okolice będziemy odwiedzać.


Jedziemy do Krościenka, cały czas boczną ścieżką wzdłuż Dunajca






Przy Grajcarku można się ochłodzić


Wjeżdżamy na szlak prowadzący do Czerwonego Klasztoru, widoki super.







W końcu piękny widok na Trzy Korony






Czerwony Klasztor






Kładką do Stromowców i na polską stronę.




Andrzej wybrał bardzo fajną ścieżkę.... co nie Mariusz ? :)




Zamek w Nidzicy











A teraz promem do Czorsztyna




Można jeszcze tak...


Albo tak


Zamek w Czorsztynie





Halny na przyniósł na brzeg


Zwiedzam zamek










Widoki z góry przednie




Gdzieś tam daleko Przechyba, a my zjeżdżamy zaraz do Krościenka



Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
97.70 km 0.00 km teren
05:24 h 18.09 km/h:
Maks. pr.:64.54 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Pieniny - dzień I

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 6

Do Łącka dojechaliśmy przed 23:00.  Szybko się rozpakowaliśmy i spać, bo jutro przed nami Przehyba

Wyruszyliśmy z samego rana, żeby uniknąć upałów. Do Gałkowic, gdzie rozpoczynał się już podjazd mieliśmy niecałe 14 km. 


Początek był łagodny, bo cały czas ok. 6%, dopiero koło 7-8 km zaczęło robić się coraz bardziej stromo. Od tego miejsca droga zrobiła się już bardzo wąska, a samochody nie mogły już wjeżdżać dalej. Dużym plusem były drzewa, które osłaniały od słońca. Mariusz pognał do przodu, a ja pomału jechałem z tyłu z Andrzejem. Po paru km i my się rozdzieliliśmy. 

Przed pierwszą serpentyną dopadł mnie kryzys i musiałem stanąć, żeby coś przegryź. Ale to były chyba te 20% odcinki, potem stawałem na kolejnych zakrętach, żeby zrobić jakieś foto i trochę odpocząć, może następnym razem uda się pokonać górę bez przystanków. 

Przed samym szczytem dogoniłem Mariusza i razem wjechaliśmy na górę. Zrobiliśmy kilka fotek i przy schronisku czekaliśmy na Andrzeja, który po chwili też dojechał.

Na samym szycie było chłodno i do tego bardzo wiało, dlatego wypiliśmy po kawce i herbatce, z aparatury Andrzeja, który wszystko w swoich sakwach wytargał na górę.

Dalej już nie kombinowaliśmy i nie zjeżdżaliśmy szlakiem, tylko zjechaliśmy sobie z góry, tą samą drogą.  Z tym, że po paru km odbiliśmy w Skrudzinie w prawo na Rytro. Sam zjazd był super i warto było się tyle męczyć, prawie cały czas 50 km\h, więcej to już było bardzo ryzykowne.

Droga do Rytra łatwa też nie była, bo musieliśmy pokonać podjazdy krótsze niż Przehyba, ale równie strome. Dopiero po paru km i pokonaniu kilku wzniesień, długim zjazdem dojechaliśmy do drogi głównej i do samego Rytra, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad. W tym samym czasie trochę się rozpadało, ale długo nie musieliśmy czekać.

Z Rytra pojechaliśmy do Piwnicznej, tu chwila odpoczynku i ruszyliśmy w drogę powrotną, również wzdłuż Popradu, ale tym razem drugą stroną. Szlak prowadzi niemal cały czas asfaltem, ale momentami trzeba zsiąść z roweru bo zdarzają się trudniejsze odcinki.

Wymęczeni przez góry dojechaliśmy do Starego Sącza, do naszej bazy było już niecałe 20 km, więc jakoś dowlekliśmy się na miejsce.

Dzień bardzo męczący, góry dały mocno w kość.




Wyjeżdżamy z Łącka, zapowiada się pikna pogoda


To dzisiaj priorytet, zdobędziemy, albo polegniemy ... :)



... a jest na czym


Można powiedzie, że jeszcze płasko :)


Góra, górą, ale momentami nie dało się nie zatrzymać.






Tu już było ciężko


Na szczyt jeszcze kawałek










Prawie na szczycie























Kawa się parzy :)


Już prawie na dole


Czekamy na trenera :)




Przehyba daleko za nami, ale to nie koniec górek


W drodze na Rytro






Szlak z Piwnicznej, wzdłuż Popradu







Stary Sącz















Ostaniu rzut oka na Przehybe








Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
78.15 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:51.71 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Lajcik przed weekendem

Piątek, 27 czerwca 2014 · dodano: 02.07.2014 | Komentarze 0

Po powrocie z Roztocza odpoczywałem, potem nie było czasu, a na koniec zepsuła się pogoda. No, ale w końcu w piątek ruszyłem. 

Standardowo, żeby jak najbardziej wykorzystać okoliczne wzniesienia. Dziwne wrażenie jakby wiało cały czas w mordę, ale pomimo tego nawet się kręciło. 





Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
96.22 km 0.00 km teren
04:42 h 20.47 km/h:
Maks. pr.:35.88 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

70 rocznica bitwy na Porytowym Wzgórzu

Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 17.06.2014 | Komentarze 0

Kolejny dzień kiedy wstaje, a za oknem pochmurno i mokro, ale nie pada, więc można jechać. Gdyby to była zwykła niedziela, to moze bym się zastanawiał, ale dzisiaj na Porytowym Wzgórzu koło Janowa Lubelskiego obchody 70 rocznicy bitwy na Porytowym Wzgórzu.

Bitwa w Lasach Janowskich i Puszczy Solskiej jest uznawana przez historyków za największą bitwę partyzancką na ziemiach polskich podczas II wojny światowej. Walki toczyły się 70 lat temu, od 9 do 25 czerwca 1944 roku, w Lasach Janowskich i w Puszczy Solskiej. Brali w nich udział partyzanci Armii Krajowej, Armii Ludowej i Batalionów Chłopskich. Teren bitwy był na tym etapie wojny bezpośrednim zapleczem wojsk niemieckich, dającym możliwość szybkiego przerzucania wojska i zaopatrzenia dla frontu wschodniego.

Dlatego bardzo chciałem uczestniczyć w uroczystościach i przynajmniej w ten sposób uczcić pamięć poległych. Uroczystości rozpoczęły się mszą św. polową. Uczestniczyli w niej kombatanci, którzy doskonale pamiętają tamte wydarzenia i choć z trudem to opowiadają tamtą historię ze szczegółami. Pomimo kiepskiej pogody, przybyło też wiele osób z okolicznych miejscowości.

Po mszy odczytano Apel Poległych, a następnie złożono kwiaty pod pomnikiem, uroczystości zakończyła salwa honorowa.

Po uroczystościach każdy mógł spróbować tradycyjnej grochówki. Choć na dzisiaj nadawali jakieś opady to w ogóle nie padało. Z Porytowego Wzgórza wyjechałem razem ze znajomymi z Janowa i Stalowej. Pojechaliśmy na Flisy, a potem na Janów. W Krzemieniu część grupy ze Stalowej pojechała jeszcze na Frampol, a ja z kolego Zdziśkiem i koleżankami skręciłem w kierunku Janowa.

Tu dziewczyny pojechały do domu,  a ja z kolegą na chwilę jeszcze nad janowski zalew, gdzie od dwóch dni odbywają się tu Dni Janowa Lubelskiego.

Potem razem ruszyliśmy na Modliborzyce, 10 km jechało się okropnie, bo pod wiatr, nawet z góry trzeba było mocno kręcić. Skręciliśmy w lewo na Zaklików, trochę lepiej ale dalej wiało. Dało nam w kość, więc zatrzymaliśmy się w Potoczku na kasztelana. 

Dalej lasem na Maliniec, tutaj już nie było czuć wiatru. Na Bani rozstałem się ze Zdzisławem, który lasami śmignął do Stalowej, a ja prosto do domu.






















 
Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
76.23 km 0.00 km teren
02:51 h 26.75 km/h:
Maks. pr.:45.90 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Po pagórkach, po okolicy

Środa, 4 czerwca 2014 · dodano: 06.06.2014 | Komentarze 0

Nie wysiedziałem w domu, dwa dni przerwy i musiałem się gdzieś przejechać. Nie wiedzieć czemu dzisiaj pędziłem jak gupi i to po okolicznych pagórkach.

I teraz tylko jeszcze bardziej zachodzę w głowę, jak można na góralu wyciągać średnią 37 km/ h :) (co nie Ruti :))


Gościeradów


Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
97.13 km 0.00 km teren
04:55 h 19.76 km/h:
Maks. pr.:63.54 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Góry Świętokrzyskie - II dzień

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 0

W nocy spało się dobrze, tylko mogło być trochę cieplej, ale wszyscy mieli chyba śpiwory, wiec nikt nie zamarzł :)

Pogoda jak na zamówienie, rano jeszcze trochę chłodno, ale na niebie ani jednej chmury, więc szybko powinno zrobić się ciepło.

Wyjechaliśmy zaraz po śniadaniu koło 8:00. Kilka km główną drogą i dojechaliśmy do podnóża św. Krzyża. Teraz wspinaczka.
Trzeba było zrzucić z siebie dodatkowe ciuchy, bo robiło się gorąco, było już ponad 17 stopni, a pomyśleć, że rok temu podjeżdżaliśmy w 30 stopniowym upale.

Na górze chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę na św. Katarzynę, Bodzentyn i Kałków. Teren bardzo pagórkowaty, więc na trasie się nie nudziło. W Kałkowie zrobiliśmy dłuższy postój na obiad. Stąd już tylko ok 30 km i byliśmy w Skoszynie.

Po kolacji wszyscy zaczęli się pakować i pomału odjeżdżaj. Ja natomiast z Piotrkiem wróciłem do domków, ponieważ chcieliśmy wrócić dopiero jutro do domu.






Jedziemy, pogoda lux


Już na samej górze


Peleton nam się trochę porwał













Zjazd z góry, cały czas prawie 60 km/h na liczniku





Droga zamknięta






Cameraman










Postój na św Katarzynie





W drodze do Kałkowa


Obiad :)




Waśniów





   
Kategoria 50-100