Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Swiety z miasteczka Zaklików. Mam przejechane 42734.67 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Swiety.bikestats.pl
free counters
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:2024.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:98:54
Średnia prędkość:20.47 km/h
Maksymalna prędkość:64.54 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:119.09 km i 5h 49m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
97.13 km 0.00 km teren
04:55 h 19.76 km/h:
Maks. pr.:63.54 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Góry Świętokrzyskie - II dzień

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 0

W nocy spało się dobrze, tylko mogło być trochę cieplej, ale wszyscy mieli chyba śpiwory, wiec nikt nie zamarzł :)

Pogoda jak na zamówienie, rano jeszcze trochę chłodno, ale na niebie ani jednej chmury, więc szybko powinno zrobić się ciepło.

Wyjechaliśmy zaraz po śniadaniu koło 8:00. Kilka km główną drogą i dojechaliśmy do podnóża św. Krzyża. Teraz wspinaczka.
Trzeba było zrzucić z siebie dodatkowe ciuchy, bo robiło się gorąco, było już ponad 17 stopni, a pomyśleć, że rok temu podjeżdżaliśmy w 30 stopniowym upale.

Na górze chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę na św. Katarzynę, Bodzentyn i Kałków. Teren bardzo pagórkowaty, więc na trasie się nie nudziło. W Kałkowie zrobiliśmy dłuższy postój na obiad. Stąd już tylko ok 30 km i byliśmy w Skoszynie.

Po kolacji wszyscy zaczęli się pakować i pomału odjeżdżaj. Ja natomiast z Piotrkiem wróciłem do domków, ponieważ chcieliśmy wrócić dopiero jutro do domu.






Jedziemy, pogoda lux


Już na samej górze


Peleton nam się trochę porwał













Zjazd z góry, cały czas prawie 60 km/h na liczniku





Droga zamknięta






Cameraman










Postój na św Katarzynie





W drodze do Kałkowa


Obiad :)




Waśniów





   
Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
180.57 km 0.00 km teren
09:00 h 20.06 km/h:
Maks. pr.:46.90 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Góry Świętokrzyskie - I dzień

Piątek, 30 maja 2014 · dodano: 02.06.2014 | Komentarze 2

Na dzisiaj w Nowym Skoszynie zaplanowane było już drugie w tym roku spotkanie przedpielgrzymkowe, tym razem dwudniowe. Nowy Skoszyn, dlatego ponieważ, leży w samym centrum województwa świętokrzyskiego oraz jest tu świetne miejsce noclegowe, a górzyste tereny pozwolą sprawdzić formę.

Prognozy nie są niestety najlepsze, a do Skoszyna chciałem dojechać z kolegą Piotrkiem rowerami. Ale rano nie pada, więc ruszam. Najpierw do Stalowej po Piotrka, a potem już razem do Grębowa na Sokolniki i Sandomierz. Cały czas jest zachmurzone i coś kropi, ale nie jest jeszcze źle, jeszcze... bo w Sandomierzu zaczyna już mocniej padać. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, żeby założyć jakieś przeciwdzeszczowe ciuchy i coś zjeść. 

Ciągle pada, ale jedziemy dalej, główną drogą do Opatowa, co parę km robiąc przystanki, bo w deszczu już tak łatwo się nie jedzie. Momentami leje tak, że trzeba dłużej poczekać, a na 15:00 chcieliśmy być na miejscu.

30 km w deszczu i w Opatowie nagle przestaje padać. Zrobiliśmy tu małe zakupy i ruszyliśmy na Sarnią Zwolę. Parę km za Opatowem mijają nas znajomi, którzy też jada na spotkanie, a że mili busa, zapakowali nasze bagaże i sakwy, teraz jechało się trochę lżej. 

Tu już w ogóle nie padało i przez drogę już trochę wyschliśmy.

Dojechaliśmy 15:15, więc idealnie na czas. Większość już przyjechała i szykowała się na wspólną, krótką przejażdżkę dookoła Pasma Jeleniowskiego. My choć mieliśmy już w nogach ponad 100 km przebraliśmy się w suche rzeczy i ruszyliśmy w dalszą trasę, tym razem już w towarzystwie znajomych. 

Trasa bardzo pagórkowata, ale trening się przyda. Po drodze odwiedziliśmy dawną kwaterę mjr Ponurego - Jana Pawika porucznika WP i aspiranta PP, pośmiertnie awansowanego do stopnia majora, a następnie do stopni pułkownika. Był dowódcą partyzancki AK Górach Świętokrzyskich i na Nowogródczyźnie.

Potem zatrzymaliśmy się w Modliborzycach, ale nie tych lubelskich :) na poczęstunku.

Zrobiliśmy trochę ponad 60 km dookoła pasma. Po powrocie od razu poszliśmy na kolacje, a potem zajęliśmy miejsca w domkach.
O 21 pojechaliśmy wszyscy do kościoła na apel.

Później czas zleciał na rozmowach, oglądaniu zdjęć i tak zrobiła się 1, więc trzeba było się kłaść, bo jutro przed nami spore przewyższenia. 




Dzisiaj bardzo pochmurno, ale przez okulary trochę inny świat


Pod kolor


Zapasy na drogę :)


W Sandomierzu już leje


Do samego Opatowa w deszczu


Za pasmem ciężkie chmury, ale tu nie pada







Zbierają się


Zachmurzone, ale nie pada
















Droga do Modliborzyc




Łaciate...


...od dupy strony :)


Zabawy z piłką






Moherowy ochraniacz na kask :) fajna sprawa


Nocna wyżerka








Kategoria 150<


Dane wyjazdu:
140.94 km 0.00 km teren
07:07 h 19.80 km/h:
Maks. pr.:63.94 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Lubelskie dzień III

Poniedziałek, 26 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 2

Dzisiaj niestety już wracamy, ale wypad choć krótki to już teraz można powiedzieć, że udany.
Po burzach zrobiło się chłodniej i trochę się zachmurzyło, więc trzeba było ubrać się cieplej.


Najpierw pojechaliśmy do Kazimierza Dolnego, bocznymi mało ruchliwymi drogami, jakieś 20 km. Dzisiaj poniedziałek, więc Kazimierz oblężenie przeżył wczoraj, dlatego właśnie zrezygnowaliśmy ze zwiedzania tego miasteczka w niedzielę. Teraz spokojnie objechaliśmy rynek, tutaj kilka zdjęć i pojechaliśmy nad Wisłę.

Na ulicach pełno ekip sprzątających piach z ulic naniesiony przez wczorajsze nawałnice.

Z Kazimierz pojechaliśmy wałem wzdłuż Wisły na Męćmierz, żeby ominąć spory podjazd. Ale do końca nie uniknęliśmy wspinaczki, czekała na nas bardzo stroma, ale o wiele krótsza górka. Momentami czułem jakby podnosiło rower do góry. Daliśmy rade.

Potem już cały czas asfaltem. Andrzej obrał taką trasę, żeby było do domu już z górki. Zdarzały się małe podjazdy, ale faktycznie więcej było jazdy w dół. Pojechaliśmy wzdłuż Wisły do Wilkowa potem na Zakrzów, gdzie zrobiliśmy postój na kawę. Dalej Józefów nad Wisłą i suprise. Przed nami robi się ciemno i to nie efekt wczorajszego grilla J tylko nadchodzącej burzy. Ale jedziemy jej naprzeciw.
Intuicja Andrzeja mówiła, że w Bliskowicach zacznie padać, no i parę metrów przed tablicą zaczyna kropić J. Pojechaliśmy jeszcze kawałek i zatrzymaliśmy się na przystanku, zaczęło porządnie padać.

Siedzieliśmy tam prawie godzinę, aż się trochę przejaśniło. W końcu ruszyliśmy po zalanym asfalcie do Annopola. Tam już było prawie sucho i można było zdjąć przeciwdeszczowe ciuchy.

Wyszło słońce i znowu jechało się super. Po kilku minutach temperatura znowu zaczęła rosnąć i zrobiło się parno, a na horyzoncie widać było kolejne chmury.

Jechało się całkiem całkiem bo nawet z wiatrem momentami. Tak dojechaliśmy do Radomyśla, czyli miejsca gdzie spotkaliśmy się w sobotę. Jeszcze coś zjedliśmy i potem Mariusz pojechał na Stalową, Andrzej na Sandomierz, a ja od Zaklikowa.


Wypad spontaniczny, ale przez to chyba udany. Trzeba wykorzystywać każdą chwilę kiedy zrobi się tylko ładniej. Prognozy były nie ciekawe, ale teraz wiem, że nie ma co na nie patrzeć ( co nie Andrzej), bo czy deszcz, czy burza, czy upał liczy się tylko dobre towarzystwo. Dzięki


Piesy nas żegnają




Kazimierz




















Zakrzów - kawa :)






Szama w Józefowie






Burza przed nami






 I drań Medzie oblał, ale Mariusz się zemścił :)


Ostatni wspólny postój w Radomyślu


Kategoria 100-150


Dane wyjazdu:
78.88 km 0.00 km teren
04:14 h 18.63 km/h:
Maks. pr.:56.12 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Lubelskie dzień II

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 3

Dzień drugi na Lubelszczyźnie.  Zatrzymaliśmy się dokładnie w Wąwolnicy w domkach turystycznych " U Bogusi". Trzeba powiedzieć, że atmosfera jak i samo miejsce genialne, na pewno tu jeszcze wrócimy. Do dyspozycji jest sporo pokoi 2, 3, 4 osobowych oraz jest możliwość zamówienia śniadania i obiadu. Na weekend zatrzymało się tutaj całkiem sporo osób, bo pogoda była wspaniała pomimo, że czasami przechodziły burze. 

Rano na 8:00 zamówiliśmy śniadanie. Gdy wstaliśmy i wyszliśmy do ogrodu czekał na nas pięknie zastawiony stół. Do tej pory nie byliśmy przyzwyczajeni na wyprawach do takiego luksusu, ale jakoś to przeżyliśmy :) Śniadanie było dla 2 osób, ale spokojnie najadłoby się i cztery.  Po śniadaniu szybko zebraliśmy się i ruszyliśmy, bo na 11:00 musieliśmy być w Karczmiskach, gdzie czekała na nas przejażdżka kolejką wąskotorową, którą kiedyś Mariusz wyszukała. Kursuje ona wyłącznie w niedzielę.

Do Karczmisk mieliśmy ok. 20 km, ale że było sporo czasu to pojechaliśmy trochę okrężnie i nawet wtedy byliśmy przed czasem.
Zapakowaliśmy rowery do wagonów i ruszyliśmy do Poniatowej. Na pewno bardzo ciekawa atrakcja tej okolicy i warto choćby raz się przejechać. Po dojechaniu do leśnej stacji w Poniatowej kolejka wraca do Karczmisk i jedzie dalej do Polanówki, gdzie organizowane jest ognisko, ale my w Karczmiskach już wysiedliśmy i pognaliśmy na Bochotnicę.  Nadwiślańska Kolejka Wąskotorowa


W Bochotnicy chcieliśmy zobaczyć ruiny zamku, który dawniej górował nad Bochotnicą. Z pomocą tubylców znaleźliśmy wzgórze, ale z rowerami było ciężko się wdrapać, więc zostawiliśmy rowery u podnóża góry u jakiś sympatycznych ludzi, którzy przez chwilę zgodzili się je popilnować.  Szybko znaleźliśmy ruiny. Zamek został zbudowany prawdopodobnie przez rodzinę Firlejów w XIV wieku.

Dalej plany mieliśmy ambitne, bo podróż do Janowca nad Wisłą na tamtejsze ruiny, ale w Bochotnicy spędziliśmy sporo czasu na zwiedzaniu tamtejszych ruin i Janowiec już odpuściliśmy. Pojechaliśmy jednak w stronę Puław. Za Bochotnicą odwiedziliśmy jeszcze przeprawę promową. Widać jak Wisła już opadła, ale nadal jest sporo wody. 

Długo tam nie zabawiliśmy bo przepędziły nas grzmoty, ale jak się później okazało burza przeszła bokiem. Do Puław dojechaliśmy ścieżką wzdłuż wału. W samych Puławach już się nie zatrzymywaliśmy, tylko pojechaliśmy najprostszą droga na nocleg. W Wąwolnicy jeszcze zakupy na grilla i do domu. Szybki prysznic, a potem rozsiedliśmy się w ogrodzie przy grillu, normalnie sielanka, po całym dniu na rowerze super zakończenie.

W nocy przeszły w okolicy porządne nawałnice, ale Wąwolnicę ominęły. Jutro już powrót do domu.



Do stołu podano





Nadwiślańska Kolejka Wąskotorowa w Karczmiskach

















Stacja w Poniatowej













I klasa :)






Bochotnica, pomnik na zamkowym wzgórzu








Firleje :)






Bochotnica z ruin













Ścieżką rowerową wzdłuż Wisły do Puław


Kościół św. Anny w Puławach


Kościół w Puławach



Gryll :)


Piesy

A tu nocowaliśmy U Bogusi

















Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
139.47 km 0.00 km teren
07:14 h 19.28 km/h:
Maks. pr.:51.51 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Lubelskie dzień I

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 2


Dzisiaj ruszamy na Lubelskie. Wyjazd na spontana zaplanowany w tym tygodniu. W prognozach straszą coś burzami, ale ma być ciepło, więc nie ma się co martwić. Burza przyjdzie i przejdzie.
Na wyprawę jadę z Mariuszem i Andrzejem. Spotkaliśmy się w Radomyślu nad Sanem w sobotę koło 8:00. Mariusz przyjechał pierwszy, a ja zaraz za nim. Za kilka minut dojechał też Andrzej, którego odprowadzał kawałek kolega z Sandomierza.
Pojechaliśmy główną drogą w stronę Borowa, a potem w Kosinie odbiliśmy na Łany, gdzie rozbiliśmy się z całym majdanem na tamtejszym źródlisku, żeby zjeść śniadanie. Kolega Andrzeja odbiło trochę wcześniej na Annopol.
Tutaj posiedzieliśmy dłuższą chwilę, ale nigdzie nam się nie śpieszyło, bo na nocleg w Wąwolnicy mogliśmy dojechać nawet w nocy.
Dalej pojechaliśmy przez Gościeradów, Księżomierz , aż do Urzędowa, po drodze zatrzymując się przy źródłach św. Otylii.
Z Urzędowa ruszyliśmy na Chodel. Staraliśmy się jechać bocznymi drogami i udało się nawet ani na moment nie zjechać z dobrego asfaltu, ale czasami korciło, żeby zjechać gdzieś w polne drogi.
W Chodlu niespodzianka. W żadnym sklepie nie można nic kupić, bo nie ma prądu, tylko w jednym się udało, ale też wyboru nie było bo lodówki nie działały.
Daliśmy więc spokój i po dopytaniu tubylców, ruszyliśmy szukać ruin starego kościoła, który obecnie leży na małej wysepce pośród stawów. Kilkaset metrów groblą przez stawy i znaleźliśmy. Warto było trochę poszukać i się potrudzić, bo ruiny robiły wspaniałe wrażenie.
Zrobiliśmy kilka zdjęć i dalej jazda na Poniatową. Tutaj zrobiliśmy się już głodni , więc zatrzymaliśmy się na obiad. Potem trochę pomyliliśmy trasę i pojechaliśmy od razu na Wąwolnicę. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Pojechaliśmy do Wąwolnicy na nocleg „ U Bogusi”, zostawiliśmy cały majdan i już na lejcie ruszyliśmy na zwiedzanie Nałęczowa.
Po powrocie zrobiliśmy zakupy, wykąpaliśmy się, zjedliśmy kolację i obejrzeliśmy końcówkę finału LM. Jutro przed nami kolejny dzień na Lubelszczyźnie, nudzić się na pewno nie będziemy.



Spotkanie w Radomyślu, wszyscy mieliśmy dokładnie po 20 km






Śniadanie na Łanach




Się dobrały :)






Dzisiaj sam asfalt ale nowe trasy zanotowane



Upał na słońcu grubo ponad 33


Dosłownie asfalt przed nami rozkładali




Źródło św. Otylii




Ni ma czym koni napoić, w Chodlu brak światła



Chodel


Kościół na wyspie















Kategoria 100-150


Dane wyjazdu:
64.72 km 0.00 km teren
03:28 h 18.67 km/h:
Maks. pr.:39.69 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Bomba

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj w ogóle miałem nigdzie się nie ruszać, ale okazało się, że do południa mogę śmigać.
Dzień wcześniej umówiłem się z kolegą Zdziśkiem, że ruszymy w Lasy Janowskie, ale dopiero rano miał mi dać znać, czy da radę. Koło 9:00 dostałem telefon, więc ruszam na Lipę i daje w las w kierunku Goliszowca do krzyżówki. Tutaj poczekałem chwilę na Zdziśka, który na spotkanie przybył w obstawie kolegów. Niestety byli oni na kolarzówkach, więc pojechali dalej asfaltem, a ja ze Zdzisławem odbiłem w leśne drogi.

Trasa przez las super, czasami trochę piachu, ale idzie pojechać. W lesie zatrzymaliśmy się chwilę w Rezerwacie Łęka przy miejscu zwanym Trzy Grobki, gdzie pochowani są mieszkańcy okolicznych wsi, którzy zginęli podczas pacyfikacji lasów przez hitlerowców.
Dalej, aż do Bani gdzie wyjechaliśmy na asfalt. Potem przez Gwizdów na Kalenne, drogą, która od lat jest naprawiana w jeden durny sposób. Na gorącą smołę wysypują drobne kamyki. My trafiliśmy akurat na prace i przez parę km dopóki nie minęliśmy robotników jechało się tragicznie.

Potem pod samymi Modliborzycami, zaczęliśmy szukać w lesie miejsca, które na mapie jest oznaczone jako Bomba. I faktycznie w tym dziale lasu znajduję się olbrzymi lej, który powstał tutaj w wyniku eksplozji bomby V2, która nie doleciała do celu i spadła właśnie w tym miejscu. Obecnie lej jest wypełniony wodą i trudno ocenić jego głębokość, ale rozmiary robią wrażenie.
Nawet nie myśleliśmy wracać tą zrytą drogą z powrotem. Pojechaliśmy więc do Modliborzyc, a z racji, że upał był niesamowity to jeszcze wstąpiliśmy na pobliskie źródło, żeby napić się wody i uzupełnić bidony.

W Potoczku Zdzisław odbił na Stalową, a ja na Zaklików.


Trzy Grobki


Lej po bombie V2



Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
162.99 km 0.00 km teren
07:43 h 21.12 km/h:
Maks. pr.:59.13 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Do Radecznicy i do Sąsiadki

Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 0


Upał, upał i jeszcze raz upał, ale jedziemy. Tym razem już nie pamiętam, które podejście do Radecznicy. Tyle razy już się tam wybieraliśmy, czasami byliśmy już nawet blisko, ale jak nie burza, to deszcz to jeszcze coś innego. Ale dzisiaj miał być tylko upał, więc byliśmy optymistami.

O 9:00 spotkałem się z Mariuszem w Janowie Lubelskim pod fontanną. Już wtedy było bardzo gorąco. Dalej ruszyliśmy na Frampol, główną drogą. Tutaj zrobiliśmy mały postój i dalej w drogę.
Na obwodnicy odbiliśmy na boczne drogi i od razu zrobiło się pod górkę, których dzisiaj na trasie nie brakowało, ale przynajmniej nie było nudno.

Jechaliśmy super trasą, już tutaj zaczyna się Roztocze, więc krajobrazy są naprawdę świetne.

W końcu dojechaliśmy do Radecznicy, gdzie pierwsze pojechaliśmy do Sanktuarium św. Antoniego. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy do Sąsiadki, która jest najstarszą osadą Roztocza i to tutaj znajdują się pozostałości po grodzisku z XII w.

Potem wróciliśmy znowu w okolice Radecznicy tym razem do kaplicy św. Antoniego i na źródło. Dalej mieliśmy jechać szlakiem przez polne drogi, ale było już późno, więc pojechaliśmy asfaltem, trochę dookoła.

Do samej Dzwoli teren był bardzo pagórkowaty, ale jechało się super. W Dzwoli zatrzymaliśmy się dłużej, żeby coś się napić i zjeść. Wracaliśmy przez Porytowe Wzgórze i Szklarnie, a więc lasami, ale nawet w cieniu było upalnie.

Na krajówce Mariusz odbił na Stalową, a ja dalej szutrowymi ścieżkami przez Łażek, Maliniec do domu.
A już w weekend spontaniczna wyprawa w Lubelskie



Fontanna w Janowie






Super krajobrazy w okolicach Chłopkowa









Dzisiaj pełno takich podjazdów


Ale za to widoki super




Zjazdy też były ostre



Sanktuarium w Radecznicy






Źródła pod Radecznicą





Sąsiadka










Źródła św. Antoniego w Radecznicy









Przez te górki był skrót :)


Szachy w Dzwoli








Kategoria 100-150


Dane wyjazdu:
139.12 km 0.00 km teren
06:14 h 22.32 km/h:
Maks. pr.:64.54 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Wzdłuż Wisły

Poniedziałek, 19 maja 2014 · dodano: 23.05.2014 | Komentarze 0


Dzisiaj wycieczka wzdłuż Wisły. Najgorsze chyba przeszło, więc można spokojnie ruszać w tamte tereny.  Z Mariuszem umówiłem się w Sandomierzu. Za nim opuściliśmy Sandomierz pojechaliśmy na wzgórze Salve Regina, na którym byłem po raz pierwszym. 
Szukając wzgórza, wjechaliśmy do wąwozu, w którym droga prowadzi cały czas ostro pod górę, my przegapiliśmy tabliczkę i przejechaliśmy cały wąwóz, aż na samą górę. Dopiero zjeżdżając trafiliśmy we właściwą ścieżkę.

Po chwili odpoczynku na wzgórzu ruszyliśmy na Annopol. Na początku miało być trochę okrężnie, ale w końcu postanowiliśmy pojechać najprostszą drogą, przez Dwikozy i Zawichost. Przed Zawichostem zatrzymaliśmy się w miejscu gdzie pochowano ponad 400 osób, które zmarły na cholerę w 1666 roku. Po II wojnie światowej wzniesiona na tym miejscu metalowy krzyż. Zaraz obok znajduje się też bunkier z I wś. Kiedyś z tego miejsca był doskonały widok na Wisłę, teraz jest wszystko zarośnięte i trzeba się natrudzić, żeby odnaleźć to miejsce. 

Ruszamy dalej na Zawichost. Wisła dosłownie wylewa się tutaj już na główną drogę. W samym Zawichoście również podchodzi pod same wały. Po kilkunastu km docieramy do Annopolu, tu z mostu jeszcze dokładniej widać jak duży jest stan wody. 

W Annopolu kończy się też jazda z wiatrem, a dzisiaj wiało całkiem mocno. Jeszcze w Annopolu skręcamy na szlak św. Jakuba, którym jedziemy do mogił żołnierzy z I i II wś.  Szlak wije się leśnymi ścieżkami, które momentami znikają pośród drzew i łatwo zgubić drogę, ale szlak jest na szczęście w miarę dobrze oznakowany. 

Potem już asfaltem do Opoki. Tu zatrzymujemy się jeszcze przy grobie Powstańców Styczniowych. I dalej razem do Radomyśla. Potem Mariusz na Stalową a ja na Zaklików.


Wisła w Sandomierzu


Zalany Bulwar im. Józefa Piłsudskiego


Sandomierski zamek


Kurhan Salve Regina










Krzyż na cmentarzu cholerycznym pod Zawichostem


Prom w Zawichoście




Na moście w Annopolu


Zamknąłem oczy i fociłem, ale Mariusz wyszedł cało


Na szlaku św. Jakuba




Mogiły żołnierzy


Pomnik w Opoce



Kategoria 100-150


Dane wyjazdu:
150.18 km 0.00 km teren
06:58 h 21.56 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Guuuupia mgła :)

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 5


Niż sobie poszedł w cholerę, więc można było spokojnie zaplanować coś na niedzielę, bo pogoda zapowiadała się niezła. 

Zaplanowaliśmy z Mariuszem i Danielem fajną, długą trasę, niemal pod samo Roztocze, po górkach, ale rano przed 7:00 budzi mnie telefon. Mariusz dzwoni do mnie i mówi, że nic nie widzi, tzn, że mgła taka, że świata nie widać. Zaspany nie przejąłem się i śpię dalej, ale w końcu trzeba było się ocknąć i jakoś zmienić plany, bo wiadomo, że Roztocze dzisiaj odpada. 

Wstałem, wyszykowałem się, u mnie mgły nie widać, więc pisze do Mariusza, ale dziad nie odpisuje. Nie traciłem czasu i ruszyłem na Stalową, po przejechaniu 15 km Mariusz w końcu odbiera. Umówiliśmy się, że już podjadę pod blok i gdzieś razem ruszymy.

Padło na Tarnobrzeg, gdzie liczyliśmy, że po drodze spotkamy chłopków z Sandomierza.  Do Tarnobrzega jedzie się super bo z wiatrem w plecy. Dookoła sporo chmur, ale raczej nie będzie padać. W Tarnobrzegu pojechaliśmy na prom, żeby zobaczyć jak wygląda sytuacja na Wiśle i jest nie ciekawie, bo poziom już wysoki, a to nie koniec.

Potem pojechaliśmy w stronę Nowej Dęby, ale odbiliśmy wcześniej w lewo na Cygany, tu Daniel pojechał prosto na Stalową, bo mu się trochę spieszyło, a ja z Mariuszem pojechaliśmy się jeszcze trochę pokręcić. 

Wpakowaliśmy się na jakieś leśne drogi, myślałem, że po tych opadach będzie gorzej, ale tragedii nie było. Potem dwie masakrycznie długie proste już po asfalcie przez Budy Stalowowolskie, aż do Krawców. Mariusz już chciał uciekać, ale wyciągnąłem go jeszcze dalej.

Rozjechaliśmy się dopiero przed Zaleszanami. Potem już przez most na Sanie w Radomyślu, gdzie woda, też jest bardzo wysoka i prosto do domu.

Dzisiaj za mojego fotografa robił Mariusz, trochę marudził, że światło nie takie, ale w końcu coś napstrykał :)


Wisła w Tarnobrzegu bardzo wysoka





Kawałek po lesie, nie mogło tego zabraknąć


Nudna prosta przez Budy Stalowowolskie


Końska rodzinka

Wycieczka łoczami Mariusza - pewnie opis się trochę różni, ale zawsze tak jest :)






Kategoria 100-150


Dane wyjazdu:
52.81 km 0.00 km teren
01:59 h 26.63 km/h:
Maks. pr.:36.48 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Coach

Coś na szybko

Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 15.05.2014 | Komentarze 0

Dzisiaj pogoda znowu miała być niezdecydowana, ale rano jeszcze znośnie, więc mała rundka, trochę po lesie, trochę po asfalcie.

Choć wiało dzisiaj trochę, to prędkości rozwijało się całkiem przyzwoite i w którą stronę by nie pojechał, jechało się super.

Jak już wracałem na północy zaczęło się mocno chmurzyć.










Kategoria 50-100