Info
Ten blog rowerowy prowadzi Swiety z miasteczka Zaklików. Mam przejechane 42734.67 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.88 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje bajki
Wykres roczny
Arhiwum bloga
- 2015, Grudzień2 - 0
- 2015, Sierpień18 - 2
- 2015, Lipiec17 - 12
- 2015, Czerwiec21 - 6
- 2015, Maj22 - 2
- 2015, Kwiecień12 - 0
- 2015, Marzec11 - 0
- 2015, Luty2 - 0
- 2014, Listopad5 - 6
- 2014, Październik14 - 0
- 2014, Wrzesień7 - 0
- 2014, Sierpień17 - 1
- 2014, Lipiec16 - 20
- 2014, Czerwiec17 - 3
- 2014, Maj17 - 18
- 2014, Kwiecień17 - 13
- 2014, Marzec11 - 2
- 2014, Luty6 - 0
- 2014, Styczeń2 - 0
- 2013, Grudzień2 - 0
- 2013, Listopad2 - 4
- 2013, Wrzesień6 - 0
- 2013, Sierpień14 - 2
- 2013, Lipiec21 - 21
- 2013, Czerwiec19 - 11
- 2013, Maj19 - 27
- 2013, Kwiecień7 - 17
- 2012, Październik6 - 5
- 2012, Wrzesień12 - 22
- 2012, Sierpień23 - 24
- 2012, Lipiec21 - 33
- 2012, Czerwiec13 - 18
- 2012, Maj15 - 2
- 2012, Kwiecień7 - 8
- 2011, Listopad2 - 2
- 2011, Październik4 - 9
- 2011, Wrzesień15 - 20
- 2011, Sierpień21 - 22
- 2011, Lipiec12 - 14
- 2011, Czerwiec13 - 11
- 2011, Maj3 - 0
VII dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej
Piątek, 25 lipca 2014 · dodano: 24.08.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj przedostatni dzień Pielgrzymki. Jutro będziemy już w domu, ale najpierw przed nami jeden z najtrudniejszych odcinków z Dębowca do Chmielnika. Przewyższeń sporo,a po paru dniach jazdy wychodzi też zmęczenie. Na pocieszenie dzisiaj mieliśmy jechać bez towarzystwa deszczu, więc chyba to było najważniejsze.
Porządek dnia, jak prawie zawsze, Msza św., śniadanie i w drogę. Dzisiaj mieliśmy miły akcent przed odjazdem, bo w grupie znalazło się trzech solenizantów, którzy przygotowali coś słodkiego. Na drogę w sam raz :)
Już pierwsze kilometry to spore podjazdy, a końcówka etapu zwieńczona była 20 % podjazdem pod zamek w Odrzykoniu. Tu musieliśmy trochę odpocząć, bo to jeszcze nie był koniec wspinaczki na dzisiaj. Przez remonty mostów nadrobiliśmy też trochę kilometrów, ale pomimo tego mieliśmy bardzo dobry czas, dlatego ponad godzinę odpoczywaliśmy na kolejnym postoju, tym razem w Gwoźnicy Dolnej, obok skansenu.
Potem czekał na nas już tylko jeden większy podjazd i zjazd szutrową drogą do Borka Starego, gdzie zatrzymaliśmy się przy tamtejszym Sanktuarium i źródełku. Stąd do Chmielnika było już tylko z góry i tylko 6 kilometrów, więc dojechaliśmy ekspresowo. Po przyjeździe oczywiście kolacja i sporo czasu wolnego. Dopiero wieczorem spotkaliśmy się, żeby podsumować wspólnie spędzone ostatnie dni.
Dzisiejsi solenizanci, to ci panowie w środku
Do stołu podano
Tak nocowały rowery
Zachmurzone, ale ciepło
Tam jedziemy, przed nami Strzyżowski Park Krajobrazowy i Królewska Góra
Tu już na górze, 20% pokonane, dalej już o wiele łagodniej
Zamek w Odrzykoniu
Postój pod kaplicą MB z Lourdes w Odrzykoniu
Na wzgórze prowadzi także droga krzyżowa, a na samym szczycie znajduje się ostania stacja
Rower się jeszcze trzyma, ale porządny serwis konieczny
Dzisiejszy profil i trasa
Skansen w Gwoźnicy
Ostatni dzisiaj podjazd do Borka Starego
Sanktuarium w Borku
Wieczorne spotkanie w kościele w Chmielniku
Ostatnie wspólne zdjęcie
Kategoria 50-100
Dzisiejsi solenizanci, to ci panowie w środku
Do stołu podano
Tak nocowały rowery
Zachmurzone, ale ciepło
Tam jedziemy, przed nami Strzyżowski Park Krajobrazowy i Królewska Góra
Tu już na górze, 20% pokonane, dalej już o wiele łagodniej
Zamek w Odrzykoniu
Postój pod kaplicą MB z Lourdes w Odrzykoniu
Na wzgórze prowadzi także droga krzyżowa, a na samym szczycie znajduje się ostania stacja
Rower się jeszcze trzyma, ale porządny serwis konieczny
Dzisiejszy profil i trasa
Skansen w Gwoźnicy
Ostatni dzisiaj podjazd do Borka Starego
Sanktuarium w Borku
Wieczorne spotkanie w kościele w Chmielniku
Ostatnie wspólne zdjęcie
VI dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej
Czwartek, 24 lipca 2014 · dodano: 24.08.2014 | Komentarze 0
Pomału zbliżamy się do Sandomierza, czyli tym samym do końca naszej wyprawy. Dzisiaj już kierujemy się bardziej na południe jadąc z Komańczy praktycznie cały czas wzdłuż granicy, aż do Dębowca. Odcinek bardzo krótki, bo tylko niecałe 77 km, ale podobnie jak wczoraj górzysto i niestety deszczowo.
Po śniadaniu i modlitwach wyjeżdżamy, oczywiście przygotowani na deszczowy dzień, bo z samego rano jedynie kropiło, ale z każdym kilometrem wjeżdżaliśmy w coraz ciemniejsze chmury. Pierwszy etap dosyć długi, ale po nim zatrzymaliśmy się w Jaśliskach na Mszy św. w której uczestniczyliśmy z Oazą, która zatrzymała się w Wisłoku Wielkim, a młodzież podobnie jak my przyjechała z różnych stron Diecezji Sandomierskiej.
Kolejny przystanek to Pustelnie św. Jana z Dukli, niezwykłe miejsce, położone na niezwykle stromym wzniesieniu, które pokonywaliśmy w strugach deszczu, bo już pod samą górą rozpadało się na dobre. Piękna kaplica z, której rozciągają się niesamowite widoki, podobno... bo nam wszystko przesłoniły chmury, ale to też miało swój urok.
Nie przestawało lać, a my musieliśmy jechać. Na zjeździe trzeba było uważać, tym bardziej, że hamulce były w opłakanym stanie, a dopiero w Dębowcu będzie okazja na jakiś mały serwis. Ostatni przystanek mieliśmy w kościele w Nowym Żmigrodzie, tutaj wikary przybliżył nam trochę historię parafii i działalność bł.ks.Władysława Findysza, męczennika czasów komunizmu.
Dalej do Dębowca mieliśmy już z górki, w przenośni i dosłownie. Deszcze przestał padać i nawet można było trochę obeschnąć. W Dębowcu, zwany polskim La Salette, byliśmy już koło 15. Zatrzymaliśmy się w domu pielgrzyma przy tamtejszym Sanktuarium Maryjnym.
Potem dzień minął nam na doprowadzeniu siebie i rowerów do stanu używalności. Mi w Jaśle udało się kupić nowe hamulce, więc byłem już spokojny o jutrzejszy dzień, bo dzisiaj był już tragedia. Wieczorem wszyscy spotkaliśmy się na konferencji, którą prowadził o. salezjanin, a która dotyczyła orędzia Matki Boskiej z La Salette. Dzień zakończyliśmy Apelem Maryjnym odprawianym w takiej formie jak na wzgórzu La Salette.
Bagaże już się szykują do drogi, my też.
Mariusz, to dla Ciebie .... :)
Rano jeszcze tak bardzo nie padało, ale chmury krążyły dookoła.
Jesteśmy w Jaśliskach
No co.. modnie nowo
Jaśliska, integracja z Oazą
Podjazd zdobyty, było ciężko
Kaplica św. Jana z Dukli
Chmury, chmury, chmury...
Chwila odpoczynku i jedziemy dalej.
Sanktuarium Maryjne w Dębowcu
Dom pielgrzyma
Tam dopiero muszą być widoki
Wieczorna konferencja
Apel Maryjny
Kategoria 50-100
Bagaże już się szykują do drogi, my też.
Mariusz, to dla Ciebie .... :)
Rano jeszcze tak bardzo nie padało, ale chmury krążyły dookoła.
Jesteśmy w Jaśliskach
No co.. modnie nowo
Jaśliska, integracja z Oazą
Podjazd zdobyty, było ciężko
Kaplica św. Jana z Dukli
Chmury, chmury, chmury...
Chwila odpoczynku i jedziemy dalej.
Sanktuarium Maryjne w Dębowcu
Dom pielgrzyma
Tam dopiero muszą być widoki
Wieczorna konferencja
Apel Maryjny
V dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej
Środa, 23 lipca 2014 · dodano: 21.08.2014 | Komentarze 0
Dzień piąty. Dzisiaj jedziemy do Komańczy. "Odpoczynek" każdemu się
przydał, bo przed nami najtrudniejsze etapy, a do tego pogoda się całkiem
załamała. Już wieczorem zaczęło kropić, a w nocy rozpadało się na dobre i już
nie przestało, a jechać trzeba było.
Ale właśnie, dzisiejszy dzień będzie na pewno nowym doświadczeniem, bo na 100 %
w innej sytuacji nie wybrałbym się w taki dzień jak dzisiaj, żeby pokonać tak
trudną trasę i przy takiej pogodzie, a tak nie zapomnę tego dnia bardzo długo.
Po modlitwie i śniadaniu ruszamy, niektórzy uszczelnieni od stóp do głów z
nadzieją, że nie zmokną inni pogodzeni z losem. Ale faktycznie 11 km wystarczyło, żeby nawet
płetwonurek zdążył przemoknąć. Po tych 11 kilometrach
dojechaliśmy do Ustrzyk Górnych, gdzie zostaliśmy na Mszy św. Był to okazja
żeby trochę wyschną i się zagrzać, ale także, żeby znaleźć jakieś dodatkowe
siły i motywację do dalszej drogi. Po Eucharystii mieliśmy jeszcze chwilę, żeby
się przygotować. Najchętniej to nikt by się stąd nie ruszył na krok, ale w
końcu trzeba było ruszyć.
A przed nami podjazd z Ustrzyk Górnych /650 m n.p.m./ przez Przełęcz Wyżniańską
/854 m n.p.m./ do Przełęczy Wyżniej /872 m n.p.m. te etapy pokonywaliśmy
indywidualnie. Po kilkuset metrach już deszcz nie przeszkadzał, właściwie to
sam nie wiem o czym wtedy myślałem, po prostu jechało się... 10 km/h, ale do przodu,
zawsze te parę metrów. Pokonaliśmy góry, wszyscy którzy tego dnia siedli
na rowery dali radę.
Potem czekał nas szaleńczy zjazd, również indywidualnie, 16 km pokonaliśmy w niecałe
30 min. Na końcu podjazd i postój w karczmie Brzeźniak gdzie zatrzymaliśmy się
na obiedzie. Spędziliśmy tu dobrą godzinę, ale każdy chciał już znaleźć się na
miejscu i przebrać w suche rzeczy. Kolejne kilometry już trochę łatwiejsze, a ostatni
20 km
etap to już praktycznie sam zjazd.
Po dojechaniu do Komańczy jakby zaczęło się przejaśniać, ale dalej coś kropiło.
Zanim dotarliśmy na nocleg odwiedziliśmy miejsce w Komańczy, którego nie można
ominąć - klasztor s. Nazaretanek, położony na jednym ze wzgórz Komańczy, do
którego prowadzi niezwykle stromy podjazd. To właśnie tu internowany był ks.
kard. Stefan Wyszyński. Po krótkiej prelekcji zwiedziliśmy muzeum, które
znajduje się w klasztorze.
Dopiero potem zjechaliśmy znowu w dół, żeby udać się do oddalonej o jakieś 3 km szkoły podstawowej w
Komańczy w której dzisiaj mieliśmy nocować. Pierwsze co to zrzuciliśmy z siebie
mokre rzeczy, szybki prysznic i udaliśmy się na kolację. Deszcz jakby trochę
odpuścił, więc wolny czas można było wykorzystać na doprowadzenie rowerów do
porządku, choć prognozy na jutro nie były lepsze.
Dzisiaj najbardziej ucierpiały hamulce, u mnie prawie starł się cały tył, ale
to nie był tylko mój problem. Przed wyjazdem nie brałem opcji, że mogą przydać
się zapasowe klocki, ale teraz już będę przygotowany.
Wieczorem zaplanowane było wyjście w góry, ale pogodo popsuła plany, więc
wszyscy spotkaliśmy się w świetlicy. Czas upłyną bardzo miło na wspólnych
opowieściach, a także była to okazja żeby bliżej się poznać, bo co roku dołączają
do nas co raz to nowe twarze.
Jutro zapowiadają się kolejne kilometry w deszczu i po górach, ale już jesteśmy
zaprawieni, więc nic nam nie jest straszne :)
Nasz apartament 6 - osobowy, łóżka wygodne, ale trochę mało miejsca jak dla 6 chłopa
Tego nie chcę komentować :)
Msza w Ustrzykach Górnych
Na zewnątrz lepiej nie wychodzić
Ostatni postój dalej pada
Już w Komańczy u ss. Nazaretanek
Reperere
A to ekskluzywne pokoje na poddaszu
IV dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej
Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 21.08.2014 | Komentarze 0
Już cztery dni jesteśmy w drodze. Za nami piękne krajobrazy i spore przewyższenia, ale przed nami jeszcze przynajmniej dwa razy tyle emocji, wrażeń, kilometrów i wzniesień do pokonania, dlatego dzisiaj "odpoczywamy", oczywiście każdy na swój sposób.
Żeby bardzo się nie rozleniwić i nie wyjść z rytmu porannego wstawania, o 7:00 zaplanowane mieliśmy wspólne śniadanie, a potem przejazd do oddalonego o około 5 km Smolnika. Tam w dawnej cerkwi wzięliśmy udział w Eucharystii, po czym każdy już mógł zaplanować dzień wedle uznania.
Oczywiście zdecydowana większość jako formę odpoczynku wybrała nomem omen rower, choć pogoda nie nastrajała do jazdy. W nocy padało, a nad ranem było jeszcze mokro i tworzyły się spore mgły. Część ruszyła pieszo na Tarnicę, najwyższy szczyt w Polskich Bieszczadach 1346 m n.p.m. Dwóch śmiałków ruszyło na Pętlę Bieszczadzką, to był też i mój plan, ale nie przy takiej pogodzie. Dlatego ze znajomymi ruszyliśmy przed siebie na małą przejażdżkę. Najpierw do Chmiela i dawnej cerkwi. Po drodze podziwialiśmy przełom Sanu. Potem kolejna cerkiew, tym razem w Dwerniku. Kolejne kilometry biegną pięknie położoną drogą wzdłuż lasów i wzgórz bieszczadzkich, pomiędzy Połoniną Wetlińską, a Caryńską. Wrażenie jest niesamowite, na pewno będę chciał tutaj wrócić. Droga ta łączy się z DW 897, którą jutro będziemy jechać do Komańczy, po drodze pokonując Przełęcz Wyżnią. My jednak zostawiamy na jutro te górki i skręcamy w lewo w stronę Ustrzyk Górnych. Zostało nas tylko dwóch, bo reszta jeszcze coś po drodze zwiedzała. Mały podjazd i zjazd, aż do samych Ustrzyk, który zrobił na nas spore wrażenie, tym bardziej, że jutro będziemy tu podjeżdżać.
W Ustrzykach zatrzymaliśmy się na śniadaniu w restauracji Esculap, po chwili zjawili się inni pielgrzymowicze. Po pysznej jajecznicy ruszyliśmy już w stronę Stuposian. Tu już wielkich wzniesień nie było, ale cały czas jechało się, albo w górę albo w dół. Po dojechaniu do Stuposian stwierdziliśmy, że jeszcze nam mało i odbiliśmy na Tarnawę Niżną. Tu kolejna wspinaczka, ale znowu przepiękne widoki, no i zobaczyliśmy żubry :) Potem zjazd, aż do samej Tarnawy. Dojechaliśmy do samej granicy, rzuciliśmy okiem na zieloną Ukrainę i powoli zaczęliśmy wracać, bo robiło się coraz bardziej ciemno i zapowiadało się na deszcz. Ale postraszyło nas tylko do samego szczytu, po drugie stronie góry już nie spadła ani kropla.
Wieczorem wszyscy spotkaliśmy się prze wspólnym ognisku, nawet deszcz nam później nie przeszkadzał. Każdy dzielił się wrażeniami z mile i aktywnie spędzonego dnia. I nawet właśnie wspomniany deszcz nie był w stanie popsuć nam humorów.
Z samego rana przywitały nas gęste mgły
Cerkiew z XVIII w. w Smolniku
Cerkiew w Dwerniku
Cerkiew w miejscowości Nasiczne
Droga pomiędzy Wetlińską, a Caryńską
Taras widokowy...
...na żubry
Ruiny mostu dawnej kolejki wąskotorowej
Tam już Ukraina
Kombinujemy opał
Wielki mecz
Wszystkie edycje pielgrzymek
Był ogień była i straż
Wieczorne spotkanie z leśnikiem
Kategoria 50-100
Z samego rana przywitały nas gęste mgły
Cerkiew z XVIII w. w Smolniku
Cerkiew w Dwerniku
Cerkiew w miejscowości Nasiczne
Droga pomiędzy Wetlińską, a Caryńską
Taras widokowy...
...na żubry
Ruiny mostu dawnej kolejki wąskotorowej
Tam już Ukraina
Kombinujemy opał
Wielki mecz
Wszystkie edycje pielgrzymek
Był ogień była i straż
Wieczorne spotkanie z leśnikiem
III dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej
Poniedziałek, 21 lipca 2014 · dodano: 21.08.2014 | Komentarze 0
Czas leci bardzo szybko. Przed nami już trzeci dzień. Trasa liczy tylko 84 km, ale to tylko potwierdza, że kilometrów będzie mało, ale za to większość pod górkę. Dzisiaj będziemy kierować się cały czas na południe na Ustrzyki, Lutowiska, aż do miejsca noclegu, czyli Stuposian.
Ale po kolei, dzisiaj podobnie jak wczoraj dzień rozpoczynamy Mszą św. w Sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej. Rozgrzewka idealna, ale trzeba było uważać, bo od razu na początek brać się za taka górę było niebezpiecznie. Wszyscy na 8:00 dotarli na szczyt, czy to wyjeżdżając, czy prowadząc. Po Mszy już nie nie indywidualnie całą grupą w eskorcie policji zjechaliśmy do Huwnik, gdzie po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę.
Dzisiaj może trochę odpoczniemy od słońca, trochę się zachmurzyło, bo od gór na pewno nie:)
Już pierwsze kilometry to ciągła wspinaczka, prawie 18 km non stop pod górę, na początku łagodnie, ale końcówka była mordercza. Zatrzymaliśmy się na samy szczycie przed Arłamowem, dawnym miejscem internowania Lecha Wałęsy. Obecnie znajduję się tu ekskluzywny kompleks wypoczynkowy. Po chwili odpoczynku pojechaliśmy, tym razem w dół. Trasy do jazdy są genialne, trzeba się trochę przygotować, żeby za bardzo nie cierpieć na podjazdach, ale widoki i zjazdy rekompensują wszystko.
Tak dojechaliśmy do Jesienia, który teraz stał się częścią Ustrzyk Dolnych, a jeszcze parę lat temu był małą wioską obok Ustrzyk.
Tutaj zatrzymaliśmy się na krótkim nabożeństwie i odpoczynku, żeby nabrać sił przed ostatnimi dzisiaj podjazdami. Do Stuposian mieliśmy już tylko 30 km z czego 11 km to sam zjazd.
No i faktycznie upociliśmy się tego dnia znowu, ale było warto. W Lutowiskach czekał na nas punkt widokowy, z którego widoki zapierały dech. Na samej górze zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie z panoramą Bieszczad w tle. A potem czekał nas już tylko zjazd do Stuposian.
Jutro mamy dzień wolny, ale pewnie jak to zwykle bywa tylko nieliczni zostawią swoje rowery w spokoju, ja na pewni nie :)
Droga na Kalwarie już po raz trzeci zdobyta
Pamiątkowe foto
Śniadanie w DPS
Sto lat dla najstarszego uczestnika i naszego mechanika
Legowisko tej nocy bardzo wygodne
Widoki z okna tez nie najgorsze...
No może trochę :)
Pierwszy podjazd dzisiaj zdobyty
A tak powstawało powyższe zdjęcie :)
Zjazdy, zjazdu i jeszcze raz zjazdy :)
Gdzie się nie obejrzeć piękne widoki
Punkt widokowy już blisko, ostatni górka
Potem już tylko zjazd
Kategoria 50-100
Droga na Kalwarie już po raz trzeci zdobyta
Pamiątkowe foto
Śniadanie w DPS
Sto lat dla najstarszego uczestnika i naszego mechanika
Legowisko tej nocy bardzo wygodne
Widoki z okna tez nie najgorsze...
No może trochę :)
Pierwszy podjazd dzisiaj zdobyty
A tak powstawało powyższe zdjęcie :)
Zjazdy, zjazdu i jeszcze raz zjazdy :)
Gdzie się nie obejrzeć piękne widoki
Punkt widokowy już blisko, ostatni górka
Potem już tylko zjazd
II dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej
Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 20.08.2014 | Komentarze 0
Dzień drugi rozpoczęliśmy od Eucharystii w Bazylice. W dalszą drogę udało się
wyruszyć idealnie z planem. Ponieważ, każdy kilometr, przystanek mieliśmy
dokładnie rozpisany, każda minuta była cenna. Komuś nie bardzo może to się
podobać, ale nie ma innego wyjścia, żeby dojechać i być w umówionych miejscach
o czasie, trzeba było trzymać się rozpiski. Później im większe były górki,
okazało się, że wcale nie potrzebujemy, aż tyle czasu na podjazdy, dlatego
zaoszczędzony czas można było przeznaczyć na dłuższy odpoczynek.
Pierwsze km spokojne, jeszcze cały czas płasko, ale dzisiaj przed nami
zaczynały się już poważniejsze wzniesienia, które przyszło nam pokonywać w
upale. Drugi etap do Pruchnika również zaczął się nie pozornie, ale już po
kilku kilometrach doskonale było widać, że w niziny nie jedziemy. Kolejne
wzniesienia, czasami nawet 10% pokonywaliśmy jednak bardzo sprawnie i na drugim
postoju byliśmy nawet przed czasem, ale to bardzo dobrze, bo przed nami był do
pokonania pierwszy z trzech dzisiejszych poważnych podjazdów.
Na górę każdy wjeżdżał indywidualnie, za Pruchnikiem zaczął rozpościerać się
piękny krajobraz Pogórza Przemysko-Dynowskiego i tym samy coraz piękniejsze
widoki. Momentami było bardzo ciężko, ale nikt się nie poddawał.
Dalej po zjechaniu z góry jechaliśmy wzdłuż Sanu, niemal samym brzegiem. Teren
tu jest niezwykle pofałdowany, ale jeżeli się dobrze rozpędzi to można pokonać
ten odcinek bez wysiłku. Na samym końcu tego pagórkowatego odcinka czeka na nas
przeprawa przez San kładką. Tak dojeżdżamy do ostatniego postoju i do
drugiego już dzisiaj poważnego wzniesienia za Birczą. Parę kilometrów trzeba
było się pomęczyć, ale potem czekał nas już prawie tylko 15 kilometrowy zjazd,
aż do samych Huwnik, a konkretnie miejscowego DPS, gdzie nocowaliśmy.
Na dzisiaj nie był to jeszcze koniec wrażeń. Po rozlokowaniu się w domkach i
obiadokolacji koło 20:00 wszyscy mieliśmy się spotkać przy Sanktuarium w
Kalwarii Pacławskiej. Sposób w jaki tam się dostaniemy był dowolny, ale
zdecydowana większość wybrała rower, niż pieszą wędrówkę, bo choć podjazd jest
niezwykle stromy to ma tylko 2
km.
Po dotarciu na górę poczekaliśmy na zakończenie Mszy św. która rozpoczynała
Franciszkańskie Spotkanie Młodych. Zaraz po Eucharystii rozpoczął się koncert,
w którym też chwile uczestniczyliśmy.
Koło 22:00, w zupełnych ciemnościach zjechaliśmy z góry, to też było ciekawe wrażenie, trzeba było naprawdę uważać, niebezpiecznie jest w dzień, a co dopiero w nocy. Poszliśmy spać późno, ale nocleg w wygodnych łóżkach, więc każdy pewnie świetnie się wyspał.
Na samej górze żywot zakończył mój aparat, ale po 10 latach miał już prawo. Samsung NV11, był prawie nie do zdarcia, najlepsza cyfrówka jaką miałem do tej pory, miejmy nadzieję, że nowy też trochę posłuży. Najgorsze było to, że zostałem bez aparatu, a tu dopiero początek wyprawy, zostały mi zdjęcia telefonem no i życzliwość kolegów :)
Idziemy na poranną Mszę
Pierwszy podjazd dzisiaj
Fotoreporterzy jak na profesjonalnym wyścigu
Postój w Heluszu po pokonaniu sporego podjazdu
Peleton się trochę rozciągnął
My już Kończugę żegnamy
Widoki były takie, no że, aż nie wypadała nie robić zdjęć, a Ty Marcin się odwróć :)
To nie San Fransisco :(
to tylko kładka na rz. San, ale podobna :)
Nie było asfalta cały czas
Cały czas z góry do Huwnik
Najstarsza cerkiew obronna w Polsce - Posada Rybotycka
Super tereny, a do tego świetna pogoda
Kolacja
Nasze chałupy
Przed nami ostatni dzisiaj podjazd, prawie 2 km, max 20%
Już na samej górze, totalnie wyczerpani
Wieczorny koncert
I dzień V Pielgrzymka Rowerowa Diecezji Sandomierskiej
Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 19.08.2014 | Komentarze 0
Zaczynamy...
W tym roku wszystkie wyjazdy, przejażdżki były poświęcone jednemu - przygotowaniu się na pielgrzymkę w Bieszczady. Już po zakończeniu ubiegłorocznej pielgrzymki z niecierpliwością zaczęliśmy myśleć o kolejnej. Dla mnie pielgrzymka do Wilna była pierwszą i gdy udało się pokonać trasę do Wilna, wiedziałem, że jeżeli tylko siły będą, to w kolejnej na pewno będę uczestniczył.
W tym roku startowaliśmy jak zwykle z Sandomierza i do Sandomierza mieliśmy wrócić, ale po raz pierwszy rowerami. Trasa miała prowadzić szlakiem "Madonn Podkarpacia" po malowniczych Bieszczadach.
Zbiórka jak zwykle na bulwarze nad Wisłą. Ja do Sandomierza dojechałem rowerem, dzień wcześniej, przywiozłem tylko do znajomych bagaże, bo z ponad 10 kg plecakiem daleko bym nie zajechał. Kilka metrów okazało się ciężkie z takim ładunkiem, a co dopiero 40 km.
Na początku sprawy organizacyjne, numery, koszulki i bagaże. Po tym wszystkim udaliśmy się do Bazyliki Katedralnej, na modlitwę, której przewodniczył biskup Krzysztof Nitkiewicz. Po błogosławieństwie całą grupą przejechaliśmy na rynek Starego Miasta, gdzie pod Ratuszem pożegnała nas pani burmistrz. Zarówno biskup jak i p. burmistrz otrzymali pamiątkową maskotkę "Czesia", który od tego roku towarzyszy nam w podróży. Dalej w eskorcie policji przejechaliśmy przez Rynek, ul. Zamkową, aż do mostu na Wiśle. Potem bocznymi ścieżkami dojechaliśmy do miejsca pierwszego postoju, czyli Radomyśla nad Sanem.
Pogody lepszej wymarzyć sobie nie mogliśmy. Cały czas towarzyszyło nam słońce, czasami nawet, aż za bardzo :) W Radomyślu chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy dalej. Przed 13:00 byliśmy już w Zarzeczu, gdzie udaliśmy się na Eucharystie w kościele MB Śnieżnej. Po Mszy św. przygotowano dla nas pyszny poczęstunek, po którym w ogóle nie chciało nam się stamtąd odjeżdżać.
Kolejne kilometry i postój w Krzeszowie przy kapliczce i źródełku. To był dzisiaj już ostatni przystanek. Trochę ponad godzina jazdy i byliśmy już pod leżajskim sanktuarium. Tu zatrzymaliśmy się na nocleg w Domu Pielgrzyma. Zaraz po przyjeździe udaliśmy się na wspólną kolację. Po zakwaterowaniu mieliśmy jeszcze sporo wolnego czasu. Dzień zakończyliśmy apelem Maryjnym w Sanktuarium.
Dzisiejszy etap był rozgrzewką, jutro już zacznie robić się coraz bardziej stromo :)
Foto musi być
Mnie też paparazzo dopadł
Zbiórka na bulwarze
W drodze do Katedry
Pod eskortą jedziemy na Rynek
Stalowa, Gorzyce, Harasiuki, Sandomierz... z różnych stron się zjechali
Czesio na pamiątkę dla Pani burmistrz
W Radomyślu
U św. Jana w Dukli też będziemy
Pierwsza krew
Msza w kościele MB Śnieżnej w Zarzeczu
Poczęstunek
Przystanek w Krzeszowie przy źródle
I na miejscu
Oczami Marcina :) kolacyja
Rowery spały dzisiaj w palarni
Kategoria 100-150
Foto musi być
Mnie też paparazzo dopadł
Zbiórka na bulwarze
W drodze do Katedry
Pod eskortą jedziemy na Rynek
Stalowa, Gorzyce, Harasiuki, Sandomierz... z różnych stron się zjechali
Czesio na pamiątkę dla Pani burmistrz
W Radomyślu
U św. Jana w Dukli też będziemy
Pierwsza krew
Msza w kościele MB Śnieżnej w Zarzeczu
Poczęstunek
Przystanek w Krzeszowie przy źródle
I na miejscu
Oczami Marcina :) kolacyja
Rowery spały dzisiaj w palarni
Rozgrzewka przed pielgrzymką rowerową
Czwartek, 17 lipca 2014 · dodano: 29.07.2014 | Komentarze 0
Już w sobotę ruszam w Bieszczady z Pielgrzymką Rowerową Diecezji Sandomierskiej. Przed nami ponad 700 km po górkach, dlatego dzisiaj taka trasa, żeby jak najbardziej wykorzystać okoliczne pagórki.
Piknik rycerski w Ossolinie
Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 29.07.2014 | Komentarze 1
Pogoda w ostanie dni nie nastrajała do jazdy, padało i zrobiło się chłodno, ale w niedziele zwrot o 180 stopni. Upał i bezchmurne niebo, więc umówiłem się z Danielem i Mariuszem na wypad za Sandomierz, a konkretnie do Ossolina na Piknik Rycerski. Nie mogłem wyjechać z samego rana, więc z chłopakami spotkałem się już na miejscu.
Jak się okazało dotarli tylko parę minut przede mną. Zeszło im trochę dłużej, bo teraz nie sposób jechać po ziemi sandomierskiej bez zatrzymywani co kilka set metrów. Przyczyną tego są wszechobecne sady, z których zawsze się coś odrobinę skubnie :)
Chłopaki skubnęli trochę więcej niż odrobinę i rozłożyli się po ruinami zamku. Czekając na mnie opychali się owocami. Pod ruinami posiedzieliśmy chwilę i udaliśmy się na piknik. Najbardziej interesowały nas walki rycerskie w pełnym rynsztunku, ale przemówienia, pokazy dawnych tańców przeciągały się i w końcu się nie doczekaliśmy, bo do domu tez kawałek był, a dzisiaj finał MŚ więc pasowałoby zdążyć.
Okrężnie pojechaliśmy do Klimontowa, a potem do Koprzywnicy i dalej na prom w Tarnobrzegu. Ale tutaj niespodzianka, Wisła podniosłą się na tyle, że prom nie kursuję, więc musieliśmy pojechać wałem na Sandomierz i dalej już prosto do domu.
Uwaga jadę
Szabry chłopaków, ale skąd dorwali banana to nie chcieli powiedzieć
Leżą byki aby rogi wystają.
Ruiny zamku w Ossolinie
Byliśmy trochę przed czasem
Coś tu nie pasuje...
Cel...
.. pal
Była i orkiestra
Byli i szlachcice
i goście ze wschodu
a ja to w du.. mam na to sra....
Małe to to, ale daje
Tańce był, walki też, ale nas już nie
Promem nie popłyniemy
Kategoria 100-150
Uwaga jadę
Szabry chłopaków, ale skąd dorwali banana to nie chcieli powiedzieć
Leżą byki aby rogi wystają.
Ruiny zamku w Ossolinie
Byliśmy trochę przed czasem
Coś tu nie pasuje...
Cel...
.. pal
Była i orkiestra
Byli i szlachcice
i goście ze wschodu
a ja to w du.. mam na to sra....
Małe to to, ale daje
Tańce był, walki też, ale nas już nie
Promem nie popłyniemy
Wrzawy i na skróty po Sanie
Piątek, 11 lipca 2014 · dodano: 18.07.2014 | Komentarze 2
Po powrocie z Pienin pogoda się całkowicie rypła, dlatego dopiero w piątek znowu, wybrałem się na rower. Cały dzień było pochmurno , ale ok 19 stopni, więc do jazdy w sam raz. Pojechałem do Wrzaw trochę inną drogą niż zwykle.
Po cichu liczyłem, że jakoś przeprawię się tam przez San i nie będę musiał znowu wracać na most w Radomyślu. Prom we Wrzawach jest, ale zwykle z uwagi na niski poziom nie kursuje.
Dojechałem do przeprawy, prom niestety tak jak myślałem był na drugim brzegi i nie myślał płynąć. Ale tym razem nie przez stan wody, ale przez prowadzone tam prace. Ponieważ we Wrzawach rozładowali słynny transport, który płynną Wisłą z nad morza już kilka miesięcy z elementami do nowej elektrowni w Stalowej Woli. Mniejsze części już dawno dopłynęły do celu, ale te we Wrzawach ważą razem ponad 500 ton i niski stan Sanu nie pozwala na transport wodny i żeby przewieść je wzdłuż wału, najpierw muszą go umocnić. Kupa roboty i pieniędzy.
Prom odpadł, ale tubylcy powiedzieli mi o łódce, która pływa kilka metrów dalej. Okazało się, że rower też można do niej zapakować. Kilka minut i byłem już na drugim brzegu. Flisak opowiedział mi trochę ile to jest zamieszania z tym transportem i ile to już trwa. Pogadałem jeszcze chwile i ruszyłem na Borów, a potem prosto na Zaklików. Dzięki łódce skracając sobie trasę o dobre 25 km.
Trasa do Wrzaw, po wczorajszych ulewach trochę mokro jest
Elementy do elektrowni już na brzegu, teraz czekają na transport po lądzie
Na razie prowizoryczne zejście do łódki
Rekin na Sanie !!!!
Sobie płyniemy
Kategoria 50-100
Trasa do Wrzaw, po wczorajszych ulewach trochę mokro jest
Elementy do elektrowni już na brzegu, teraz czekają na transport po lądzie
Na razie prowizoryczne zejście do łódki
Rekin na Sanie !!!!
Sobie płyniemy